Jeźdźcy Apokalipsy - czy lęki?
Technologia

Jeźdźcy Apokalipsy - czy lęki?

Doświadczenie pokazuje, że zbyt duży panikarstwo znieczula ludzkość na dalsze alarmy. Być może byłoby to całkiem normalne, gdyby nie obawa, że ​​na realne ostrzeżenie o katastrofie możemy nie zareagować (1).

W sześć dekad po sukcesie książki "Cicha wiosna", autorstwo Rachel Carson, 1962 i pięć, które upłynęły od jego wydania Raport Klubu Rzymskiego, od 1972 r („Granice wzrostu”), przepowiednie zagłady na kolosalną skalę stały się rutynowym tematem w mediach.

Ostatnie półwiecze przyniosło nam między innymi Ostrzeżenia przed: eksplozjami demograficznymi, globalnym głodem, epidemiami chorób, wojnami wodnymi, wyczerpywaniem się ropy, niedoborami minerałów, spadkiem liczby urodzeń, rozcieńczaniem ozonu, kwaśnymi deszczami, nuklearnymi zimami, milenijnymi robaczkami, szaleństwem epidemie krów, pszczoły - zabójcze epidemie raka mózgu wywoływane przez telefony komórkowe. i wreszcie katastrofy klimatyczne.

Do tej pory w zasadzie wszystkie te obawy były przesadzone. To prawda, że ​​napotykaliśmy przeszkody, zagrożenia dla zdrowia publicznego, a nawet masowe tragedie. Ale hałaśliwe Armagedony, progi, których ludzkość nie może przekroczyć, punkty krytyczne, których nie można przetrwać, nie urzeczywistniają się.

W klasycznej biblijnej Apokalipsie jest czterech jeźdźców (2). Powiedzmy, że ich zmodernizowana wersja to cztery: substancje chemiczne (DDT, CFC - chlorofluorowęglowodory, kwaśne deszcze, smog), choroba (ptasia grypa, świńska grypa, SARS, Ebola, choroba szalonych krów, ostatnio koronawirus z Wuhan), dodatkowe osoby (przeludnienie, głód) I brak środków (ropa, metale).

2. „Czterej jeźdźcy apokalipsy” – obraz Wiktora Wasniecowa.

Naszymi jeźdźcami mogą być także zjawiska, nad którymi nie mamy kontroli i którym nie możemy zapobiec lub przed którymi nie możemy się uchronić. Jeśli na przykład zostaną uwolnione ogromne kwoty pieniędzy metan z klatratów metanu na dnie oceanów nic nie możemy z tym zrobić, a skutki takiej katastrofy są trudne do przewidzenia.

Aby uderzyć w ziemię burza słoneczna przy skali zbliżonej do tzw. wydarzeń Carringtona z 1859 r. można się jakoś przygotować, ale globalne zniszczenie infrastruktury telekomunikacyjnej i energetycznej, będącej krwiobiegiem naszej cywilizacji, byłoby globalną katastrofą.

Byłoby to jeszcze bardziej destrukcyjne dla całego świata erupcja superwulkanu jak Yellowstone. Wszystko to są jednak zjawiska, których prawdopodobieństwo nie jest obecnie znane, a perspektywy zapobiegania i ochrony przed skutkami są co najmniej niejasne. A więc - może będzie, może nie, a może uratujemy, a może nie. To jest równanie z prawie wszystkimi niewiadomymi.

Czy las umiera? Naprawdę?

3. 1981 Okładka magazynu Der Spiegel o kwaśnych deszczach.

Substancje chemiczne, które ludzkość produkuje i uwalnia do środowiska, są dość dobrze znane – począwszy od środka ochrony roślin DDT, który kilkadziesiąt lat temu został zidentyfikowany jako czynnik rakotwórczy, poprzez zanieczyszczenie powietrza, kwaśne deszcze, aż po chlorowęglowodory zubożające warstwę ozonową. Każdy z tych zanieczyszczających miał „apokaliptyczną” karierę medialną.

Magazyn Life napisał w styczniu 1970 roku:

„Naukowcy mają mocne dowody eksperymentalne i teoretyczne potwierdzające przewidywania, że ​​w ciągu dziesięciu lat mieszkańcy miast, aby przeżyć, będą musieli nosić maski przeciwgazowe. zanieczyszczenie powietrza„Które z kolei do 1985 roku”zmniejszyć ilość światła słonecznego sięgając połowy drogi do Ziemi.”

Tymczasem w kolejnych latach zmiany spowodowane częściowo różnymi przepisami, a częściowo różnymi innowacjami, znacznie zmniejszyły zanieczyszczenia ze spalin samochodowych i kominów, co doprowadziło do znacznej poprawy jakości powietrza w wielu miastach krajów rozwiniętych w ciągu następnych kilku dekad.

Poziom emisji tlenku węgla, dwutlenku siarki, tlenków azotu, ołowiu, ozonu i lotnych związków organicznych znacznie spadł i nadal maleje. Można powiedzieć, że to nie przewidywania były błędne, ale właściwa reakcja ludzkości na nie. Jednak nie dotyczy to wszystkich ciemnych scenariuszy.

W latach 80. stały się one źródłem kolejnej fali apokaliptycznych przepowiedni. kwaśny deszcz. W tym przypadku na skutek działalności człowieka powinny ucierpieć głównie lasy i jeziora.

W listopadzie 1981 r. niemiecki magazyn Der Spiegel opublikował okładkę „Las umiera” (3), z której wynikało, że jedna trzecia niemieckich lasów była już martwa lub umierała, a Bernharda Ulrichabadacz gleby na Uniwersytecie w Getyndze stwierdziła, że ​​lasów „nie da się już uratować”. Rozpowszechnił w całej Europie prognozę zniszczenia lasów w wyniku wstrząsu kwasowego. Freda Pierce’a w New Scientist, 1982. To samo można zauważyć w publikacjach amerykańskich.

Jednakże w Stanach Zjednoczonych przeprowadzono dziesięcioletnie badanie finansowane przez rząd, w którym wzięło udział około siedmiuset naukowców i którego koszt wynosił około 500 milionów dolarów. W 1990 roku wykazali, że „nie ma dowodów na ogólny lub niezwykły spadek lesistości w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie w wyniku kwaśnych deszczy”.

W niemczech Henryka Spickera, dyrektor Instytutu Wzrostu Leśnictwa, przeprowadził podobne badania i stwierdził, że lasy rosły szybciej i zdrowiej niż kiedykolwiek wcześniej, a ich stan poprawił się w latach 80.

- powiedział Marszałek.

Zauważono również, że jeden z głównych składników kwaśnych deszczy, tlenek azotu, w przyrodzie rozkłada się na azotany, będące nawozem dla drzew. Ustalono również, że zwiększona kwasowość jezior była prawdopodobnie spowodowana ponownym zalesianiem, a nie kwaśnymi deszczami. Jedno z badań wykazało, że korelacja między kwasowością wody deszczowej a pH w jeziorach jest bardzo niska.

I tak jeździec Apokalipsy spadł z konia.

4. Zmiany kształtu dziury ozonowej w ostatnich latach

Ślepe króliki Ala Gore’a

Po tym, jak naukowcy przez jakiś czas dokonywali nagrań w latach 90 rozszerzanie się dziury ozonowej Trąby zagłady zabrzmiały także nad Antarktydą – tym razem za sprawą rosnącej dawki promieniowania ultrafioletowego, przed którym chroni ozon.

Ludzie zaczęli zauważać rzekomy wzrost zachorowań na czerniaka u ludzi i wymieranie żab. Al Gore napisał w 1992 r. o ślepym łososiu i królikach, a „New York Times” doniósł o chorych owcach w Patagonii. Winę zrzucono na chlorofluorowęglowodory (CFC) stosowane w lodówkach i dezodorantach.

Większość doniesień, jak się później okazało, była błędna. Żaby padły z powodu chorób grzybiczych przenoszonych przez człowieka. Owce miały wirusy. Śmiertelność z powodu czerniaka praktycznie się nie zmieniła, a o ślepym łososiu i królikach nikt już o nich nie słyszał.

Zawarto międzynarodowe porozumienie w sprawie stopniowego wycofywania stosowania CFC do 1996 r. Trudno jednak było dostrzec oczekiwane efekty, gdyż dziura przestała rosnąć przed wejściem zakazu, a potem zmieniała się niezależnie od tego, co zostało wprowadzone.

Każdej wiosny dziura ozonowa nad Antarktydą powiększa się w mniej więcej tym samym tempie każdego roku. Nikt nie wie dlaczego. Niektórzy naukowcy uważają, że rozkład szkodliwych substancji chemicznych po prostu trwa dłużej, niż oczekiwano, podczas gdy inni uważają, że przyczyna całego zamieszania została przede wszystkim błędnie zdiagnozowana.

Wrzody nie są już takie, jak dawniej

zbyt infekcja Dziś nie wydaje się już tak potężnym jeźdźcem jak w przeszłości, kiedy na przykład w XX wieku czarna śmierć (5) zmniejszyła populację Europy o około połowę i mogła zabić ponad 100 milionów ludzi . ludzie na całym świecie. Choć naszą wyobraźnię przepełniają brutalne masowe pandemie sprzed wieków, to współczesne epidemie, mówiąc potocznie, „nie mają początku” starej zarazy czy cholery.

5. Rycina angielska z 1340 r. przedstawiająca palenie ubrań po ofiarach Czarnej Śmierci.

AIDS, niegdyś nazywany „plagą XX wieku”, a później wiek XXI, mimo dużego nagłośnienia medialnego, nie jest tak niebezpieczny dla ludzkości, jak kiedyś się wydawało. 

W latach 80. brytyjskie bydło zaczęło wymierać choroba wściekłych krówspowodowane przez czynnik zakaźny w paszy uzyskanej ze szczątków innych krów. Gdy ludzie zaczęli zapadać na tę chorobę, prognozy dotyczące rozmiaru epidemii szybko stały się tragiczne.

Według jednego z badań zginęło aż 136 osób. Ludzie. Patolodzy ostrzegają, że Brytyjczycy „muszą przygotować się na być może tysiące, dziesiątki tysięcy, setki tysięcy przypadków vCJD (nowy wariant Choroba Creutzfeldta-Jakobalub ludzki objaw choroby szalonych krów). Jednak łączna liczba zgonów w Wielkiej Brytanii wynosi obecnie… sto siedemdziesiąt sześć, z czego pięć miało miejsce w 2011 r., a w 2012 r. nie zarejestrowano ani jednej.

W 2003 roku nadszedł czas SARS, wirusa kotów domowych, który doprowadził do kwarantann w Pekinie i Toronto w obliczu proroctw o globalnym Armageddonie. SARS wymarł w ciągu roku, zabijając 774 osoby (oficjalnie tyle samo zgonów spowodował w pierwszych dziesięciu dniach lutego 2020 r. – około dwa miesiące od pojawienia się pierwszych przypadków).

W 2005 roku wybuchło Ptasia grypa. Oficjalna ówczesna prognoza Światowej Organizacji Zdrowia szacowała liczbę zgonów na 2–7,4 mln. Do końca 2007 roku, gdy choroba ustąpiła, łączna liczba zgonów wyniosła około 200 osób.

W 2009 roku tzw meksykańska świńska grypa. Dyrektor generalna Światowej Organizacji Zdrowia Margaret Chan powiedziała: „Cała ludzkość jest zagrożona pandemią”. Epidemia okazała się zwykłym przypadkiem grypy.

Koronawirus z Wuhan wygląda groźniej (piszemy to w lutym 2020), ale nadal nie jest plagą. Żadna z tych chorób nie może się równać z grypą, która sto lat temu, przy pomocy jednego ze szczepów, w ciągu dwóch lat pochłonęła życie być może nawet 100 milionów ludzi na całym świecie. I nadal zabija. Według amerykańskiej organizacji Centers for Disease Control and Prevention (CDC) – ok. 300 do 600 tys. osoba na świecie każdego roku.

Zatem znane choroby zakaźne, które leczymy niemal „rutynowo”, zabijają o wiele więcej ludzi niż epidemie „apokaliptyczne”.

Ani za dużo ludzi, ani za mało zasobów

Dziesiątki lat temu przeludnienie i wynikający z niego głód oraz wyczerpywanie się zasobów były jednym z głównych tematów mrocznych wizji przyszłości. Jednak w ciągu ostatnich kilku dekad wydarzyły się rzeczy, które są sprzeczne z przewidywaniami Czarnych. Liczba zgonów spadła, a obszary dotknięte głodem na świecie zmniejszyły się.

Tempo wzrostu populacji spadło o połowę, być może także dlatego, że kiedy dzieci przestają umierać, ludzie przestają mieć ich tak wiele. W ciągu ostatniego półwiecza światowa produkcja żywności na mieszkańca wzrosła, mimo że liczba ludności na świecie podwoiła się.

Rolnikom udało się zwiększyć produkcję tak skutecznie, że na początku nowego tysiąclecia ceny żywności spadły do ​​rekordowo niskiego poziomu, a w dużej części Europy Zachodniej i Ameryki Północnej przywrócono lasy. Trzeba jednak przyznać, że polityka przetwarzania części światowej produkcji zbóż na paliwo silnikowe częściowo odwróciła ten spadek i spowodowała ponowny wzrost cen.

Jest mało prawdopodobne, aby liczba ludności na świecie ponownie się podwoiła, gdyż w 2050 r. wzrosła czterokrotnie. Oczekuje się, że w miarę poprawy sytuacji w zakresie nasion, nawozów, pestycydów, transportu i nawadniania do 9 roku świat będzie w stanie wyżywić 7 miliardów ludzi, a mniej gruntów będzie wykorzystywanych do wyżywienia XNUMX miliardów ludzi.

Zagrożenia wyczerpanie się paliwa (Zobacz też 🙂 były tematem równie gorącym, jak przeludnienie jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Według nich ropa naftowa jeszcze długo się skończy, a gaz będzie się wyczerpywał i drożeje w zastraszającym tempie. Tymczasem w 2011 r. , Międzynarodowa Agencja Energii obliczyła, że ​​światowe rezerwy gazu starczą na 250 lat. Znane zasoby ropy naftowej rosną, a nie maleją. Chodzi nie tylko o odkrycie nowych złóż, ale także o rozwój technik wydobycia gazu, a także ropa z łupków.

Nie tylko energię, ale także zasoby metali wkrótce miały się zakończyć. W 1970 roku Harrison Brown, członek Narodowej Akademii Nauk, przewidział w „Scientific American”, że ołów, cynk, cyna, złoto i srebro znikną do 1990 roku. Autorzy wspomnianego pięćdziesięcioletniego bestsellera Klubu Rzymskiego Granice wzrostu już w 1992 roku przewidywali wyczerpanie się kluczowych zasobów surowcowych, a następne stulecie przyniesie nawet upadek cywilizacji.

Czy radykalne ograniczenie zmian klimatycznych jest szkodliwe?

Zmiana klimatu trudno jest dołączyć do naszych jeźdźców, bo są oni raczej efektem wielu różnych ludzkich działań i praktyk. Jeśli więc istnieją, a są co do tego pewne wątpliwości, to będzie to sama apokalipsa, a nie jej przyczyna.

Ale czy w ogóle powinniśmy martwić się globalnym ociepleniem?

Dla wielu ekspertów kwestia ta pozostaje zbyt dwubiegunowa. Jednym z kluczowych wniosków z nieudanych przewidywań dotyczących przeszłych apokalips środowiskowych jest to, że choć trudno powiedzieć, że nic się nie wydarzyło, zbyt często wykluczano z rozważań okoliczności i szczególne zjawiska.

W debatach klimatycznych często słyszymy zarówno tych, którzy uważają, że katastrofa jest nieunikniona z całkowitymi konsekwencjami, jak i tych, którzy uważają, że cała ta panika to mistyfikacja. Umiarkowani znacznie rzadziej zabierają głos, nie ostrzegając, że pokrywa lodowa Grenlandii „wkrótce zniknie”, ale przypominając im, że może topnieć nie szybciej niż obecne tempo wynoszące mniej niż 1% na stulecie.

Twierdzą również, że zwiększenie opadów netto (i stężenia dwutlenku węgla) może zwiększyć produktywność rolnictwa, że ​​ekosystemy wytrzymywały już wcześniej nagłe wahania temperatury oraz że przystosowanie się do stopniowych zmian klimatycznych może być tańsze i mniej szkodliwe dla środowiska niż szybka i gwałtowna decyzja o zbyciu z paliw kopalnych.

Widzieliśmy już pewne dowody na to, że ludzie mogą zapobiegać katastrofom związanym z globalnym ociepleniem. Dobry przykład malariaktóre niegdyś powszechnie przewidywano, że ulegnie pogorszeniu w wyniku zmiany klimatu. Jednak w XXV wieku choroba ta zniknęła z większości świata, w tym z Ameryki Północnej i Rosji, pomimo globalnego ocieplenia. Co więcej, w pierwszej dekadzie tego stulecia śmiertelność z tego powodu spadła o zdumiewające 25%. Chociaż wyższe temperatury sprzyjają przenoszeniu komarów, nowe leki przeciwmalaryczne, ulepszona rekultywacja gruntów i rozwój gospodarczy ograniczyły częstość występowania tej choroby.

Nadmierna reakcja na zmiany klimatyczne może nawet pogorszyć sytuację. Przecież promocja biopaliw jako alternatywy dla ropy naftowej i węgla doprowadziła do niszczenia lasów tropikalnych (6), w których można uprawiać rośliny opłacalne do produkcji paliw, a co za tym idzie, do emisji gazów cieplarnianych, przy jednoczesnym wzroście cen żywności i tym samym zagrożenia głodu na świecie.

6. Wizualizacja pożarów w dżungli amazońskiej.

Kosmos jest niebezpieczny, ale nie wiadomo, jak, kiedy i gdzie

Prawdziwym jeźdźcem Apokalipsy i Armagedonu może być meteorytktóry w zależności od swojej wielkości mógłby nawet zniszczyć cały nasz świat (7).

Nie wiadomo dokładnie, jak prawdopodobne jest to zagrożenie, ale przypomniała nam o nim w lutym 2013 r. asteroida, która spadła w Czelabińsku w Rosji. Rannych zostało ponad tysiąc osób. Na szczęście nikt nie zginął. A winowajcą okazał się zaledwie 20-metrowy kawałek skały, który niepostrzeżenie przedostał się do ziemskiej atmosfery – ze względu na swoje niewielkie rozmiary i fakt, że leciał z kierunku Słońca.

7. Katastrofalny meteoryt

Naukowcy uważają, że w atmosferze powinny płonąć zazwyczaj obiekty o wielkości do 30 m. Te od 30 m do 1 km stwarzają ryzyko zniszczenia w skali lokalnej. Pojawienie się większych obiektów w pobliżu Ziemi może mieć konsekwencje odczuwalne na całej planecie. Największe potencjalnie niebezpieczne ciało niebieskie tego typu odkryte przez NASA w kosmosie, Toutatis, sięga 6 km.

Szacuje się, że co roku pojawia się co najmniej kilkudziesięciu dużych debiutantów z tzw. grupy. blisko Ziemi (). Mówimy o asteroidach, asteroidach i kometach, których orbity są zbliżone do orbity Ziemi. Przyjmuje się, że są to obiekty, których część orbity znajduje się w odległości mniejszej niż 1,3 jednostki astronomicznej od Słońca.

Według Centrum Koordynacyjnego NEO, którego właścicielem jest Europejska Agencja Kosmiczna, obecnie jest to znane około 15 tysięcy obiektów NEO. Większość z nich to asteroidy, ale w tej grupie znajduje się także ponad sto komet. Ponad pół tysiąca zalicza się do obiektów o prawdopodobieństwie zderzenia z Ziemią większym od zera. Stany Zjednoczone, Unia Europejska i inne kraje kontynuują poszukiwania obiektów NEO na niebie w ramach międzynarodowego programu.

Oczywiście nie jest to jedyny projekt monitorujący bezpieczeństwo naszej planety.

W ramach Programu Ocena zagrożenia asteroidami (DŹWIG – Projekt oceny zagrożenia asteroidami) NASA osiąga cel superkomputery, wykorzystując je do symulacji zderzeń niebezpiecznych obiektów z Ziemią. Dokładne modelowanie pozwala przewidzieć zakres ewentualnych uszkodzeń.

Wielką zasługę w wykrywaniu obiektów ma Eksplorator podczerwieni o szerokim polu widzenia (WISE) – Kosmiczny Teleskop Na Podczerwień NASA wystrzelony 14 grudnia 2009 r. Wykonano ponad 2,7 miliona zdjęć. W październiku 2010 roku, po wykonaniu głównego zadania misji, w teleskopie zabrakło płynu chłodzącego.

Jednakże dwa z czterech detektorów mogły nadal działać i zostały wykorzystane do kontynuowania misji neomądry. Tylko w 2016 roku NASA, korzystając z obserwatorium NEOWISE, odkryła w najbliższej okolicy ponad sto nowych obiektów skalnych. Dziesięć z nich sklasyfikowano jako potencjalnie niebezpieczne. W opublikowanym oświadczeniu wskazano na niewyjaśniony dotychczas wzrost aktywności komet.

W miarę ewolucji technik i urządzeń nadzoru ilość informacji o zagrożeniach szybko rośnie. Niedawno na przykład przedstawiciele Instytutu Astronomii Czeskiej Akademii Nauk stwierdzili, że w roju Taurydów regularnie przecinającym orbitę Ziemi mogą kryć się asteroidy o niszczycielskim potencjale, które zagrażają całym krajom. Według Czechów możemy się ich spodziewać w latach 2022, 2025, 2032 lub 2039.

Zgodnie z filozofią, że najlepszą obroną jest atak na asteroidy, które są prawdopodobnie największym zagrożeniem medialnym i filmowym, mamy metodę ofensywną, choć wciąż teoretyczną. Nazywa się wciąż koncepcyjną, ale poważnie dyskutowaną misją NASA mającą na celu „odwrócenie” asteroidy RZUTKA ().

Satelita wielkości lodówki powinien zderzyć się z naprawdę nieszkodliwym obiektem. Naukowcy chcą sprawdzić, czy to wystarczy, aby nieznacznie zmienić trajektorię intruza. Ten eksperyment kinetyczny jest czasami uważany za pierwszy krok w tworzeniu tarczy ochronnej dla Ziemi.

8. Wizualizacja misji DART

Nazywa się ciało, w które amerykańska agencja chce trafić tym strzałem Didymos B i przemierza przestrzeń w tandemie z Didymosem A. Według naukowców łatwiej jest zmierzyć skutki planowanego strajku w systemie binarnym.

Oczekuje się, że urządzenie zderzy się z asteroidą z prędkością ponad 5 km/s, czyli dziewięciokrotnie większą niż prędkość pocisku karabinowego. Efekt będzie obserwowany i mierzony za pomocą precyzyjnych przyrządów obserwacyjnych na Ziemi. Pomiary wykażą naukowcom, ile energii kinetycznej musi posiadać samochód, aby skutecznie zmienić kurs tego typu obiektu kosmicznego.

W listopadzie ubiegłego roku rząd USA przeprowadził międzyagencyjne ćwiczenia w odpowiedzi na przewidywane zderzenie Ziemi z dużą asteroidą. Test przeprowadzono przy udziale NASA. Przetworzony scenariusz obejmował działania podjęte w odpowiedzi na prawdopodobną kolizję z obiektem o wymiarach od 100 do 250 m zidentyfikowanym (oczywiście tylko na potrzeby projektu) w dniu 20 września 2020 r.

W trakcie ćwiczeń ustalono, że asteroida zakończy swoją podróż kosmiczną spadając w rejonie południowej Kalifornii lub w pobliżu jej wybrzeża na Pacyfiku. Zbadano możliwość masowej ewakuacji ludzi z Los Angeles i okolic – a mówimy o 13 milionach osób. Podczas ćwiczenia przetestowano nie tylko opisane w badaniu modele przewidywania skutków katastrofy, ale także strategię neutralizacji różnych źródeł plotek i fałszywych informacji, które mogą stać się poważnym czynnikiem wpływającym na opinię publiczną.

Wcześniej, na początku 2016 roku, dzięki współpracy NASA z innymi amerykańskimi agencjami i instytucjami zajmującymi się kwestiami bezpieczeństwa, powstał raport, w którym czytamy m.in.:

„Chociaż jest niezwykle mało prawdopodobne, aby w ciągu najbliższych dwóch stuleci wpływ NEO zagrażający cywilizacji ludzkiej nastąpił, ryzyko wystąpienia niewielkich, katastrofalnych skutków pozostaje bardzo realne”.

W przypadku wielu zagrożeń wczesne wykrycie jest kluczem do zapobiegania, ochrony, a nawet minimalizowania niszczycielskich konsekwencji. Rozwój technik ochronnych idzie w parze z udoskonalaniem metod detekcji.

Obecnie poszukiwaniem potencjalnie niebezpiecznych obiektów zajmuje się szereg wyspecjalizowanych specjalistów. obserwatoria naziemnejednak eksploracja kosmosu również wydaje się konieczna. Pozwalają obserwacje w podczerwieniktóre zwykle nie są możliwe z atmosfery.

Asteroidy, podobnie jak planety, pochłaniają ciepło ze Słońca, a następnie emitują je w podczerwieni. Promieniowanie to stworzyłoby kontrast na tle pustej przestrzeni. Dlatego europejscy astronomowie z ESA planują m.in. start w ramach misji Cogodzinny teleskop, który w ciągu 6,5 roku pracy będzie w stanie wykryć 99% obiektów, które w kontakcie z Ziemią mogą wyrządzić ogromne szkody. Urządzenie powinno obracać się wokół Słońca, bliżej naszej gwiazdy, w pobliżu orbity Wenus. Umieszczony tyłem do Słońca będzie rejestrował także te asteroidy, których nie możemy zobaczyć z Ziemi ze względu na silne światło słoneczne - tak jak miało to miejsce w przypadku meteorytu z Czelabińska.

NASA ogłosiła niedawno, że chce odkryć i scharakteryzować wszystkie asteroidy, które stanowią potencjalne zagrożenie dla naszej planety. Zdaniem byłego zastępcy szefa NASA, Laurie Garver, amerykańska agencja od jakiegoś czasu pracuje nad wykrywaniem ciał tego typu w pobliżu Ziemi.

- powiedziała. -

Wczesne ostrzeganie ma również kluczowe znaczenie, jeśli chcemy zapobiec zniszczeniu infrastruktury technicznej w wyniku uderzenia. koronalny wyrzut masy słonecznej (CME). W ostatnim czasie jest to jedno z głównych możliwych zagrożeń kosmicznych.

Słońce jest stale obserwowane przez kilka sond kosmicznych, takich jak Obserwatorium Dynamiki Słonecznej (SDO) NASA i Obserwatorium Słoneczne i Heliosferyczne (SOHO) należące do ESA, a także sondy STEREO. Każdego dnia gromadzą ponad 3 terabajty danych. Eksperci je analizują, zgłaszając możliwe zagrożenia dla statków kosmicznych, satelitów i samolotów. Te „słoneczne prognozy pogody” są dostarczane w czasie rzeczywistym.

Przewidziany jest także system postępowania na wypadek możliwości wystąpienia dużego CME stwarzającego zagrożenie cywilizacyjne dla całej Ziemi. Wczesny sygnał powinien pozwolić na wyłączenie wszystkich urządzeń i poczekanie na koniec burzy magnetycznej, aż minie najgorsze ciśnienie. Strat oczywiście nie będzie, bo bez zasilania część układów elektronicznych, w tym procesorów komputerowych, nie przetrwa. Jednakże terminowe wyłączenie sprzętu pozwoliłoby przynajmniej zachować kluczową infrastrukturę.

Zagrożenia kosmiczne — asteroidy, komety i strumienie niszczycielskiego promieniowania — niewątpliwie mają potencjał apokaliptyczny. Trudno też zaprzeczyć, że zjawiska te nie są nierealne, gdyż zdarzały się już w przeszłości i wcale nie były rzadkie. Co ciekawe, wcale nie są one jednym z ulubionych tematów panikarzy. Z możliwym wyjątkiem głosicieli dnia zagłady w różnych religiach.

Dodaj komentarz