Suzuki Ignis - niewiele może wiele
Miniony rok był dla marki Suzuki rokiem szczególnym. Najpierw premiera Baleno, potem zaktualizowana wersja popularnego SX4 S-Cross i wreszcie nowe wcielenie modelu Ignis. Niedawno byliśmy jednymi z pierwszych, którzy zobaczyli ten samochód. Jak to działa?
Suzuki nazywa Ignis „ultra-kompaktowym SUV-em”. Być może określenie „SUV” byłoby bardziej odpowiednie, bo poza liczbą kół, Ignis nie ma wiele wspólnego z SUV-em. Jego wygląd z pewnością wywoła kontrowersje. Jeśli urodziłeś się na przełomie lat 80. i 90., prawdopodobnie pamiętasz niezbyt rozwijającą się kreskówkę „Motor Myszy z Marsa”. Dlaczego o tym wspominam? Wystarczy jedno spojrzenie na Ignisa i bajkową postać, by dostrzec pewne podobieństwa. Najmniejszy gracz japońskiej marki zdaje się nosić maskę a la Zorro, w której paradowała jedna z postaci z kreskówek. O ile przód Ignisa wygląda trochę śmiesznie, to trzeba przyznać, że wygląda ładnie i oryginalnie. Mimo rozmiarów zmywarki stara się być masywna, przynajmniej wizualnie. Efektu trudno nazwać imponującym i jest mało prawdopodobne, że ktoś ucieknie przed japońskim SUV-em. Jednak reflektory LED (dostępne tylko w wersji wyposażenia Elegance) nadają przodowi nowoczesny, a przede wszystkim ciekawy wygląd. A maska Zorro, którą niektórzy widzą z przodu samochodu, jest zdecydowanie czynnikiem, który sprawia, że Ignis do pewnego stopnia zapada w pamięć.
Podczas gdy projektanci mieli wystarczająco dużo inspiracji i finezji z przodu samochodu, im dalej z tyłu, tym gorzej. Do słupka B nie ma się czego przyczepić. Ale za nim znajdziemy prawie prostokątne drzwi, jak piekarnik, a z tyłu auta… Hmm, co? Potrójne tłoczenie (wbrew pierwszym skojarzeniom) to nie logo Adidasa, ale znak rozpoznawczy Suzuki Fronte Coupe, samochodu sportowego produkowanego w latach siedemdziesiątych. Tył tego ultrakompaktowego SUV-a kończy się niemal pionowo. To tak, jakby ktoś po prostu odciął mu kawałek pleców. Honoru samochodu chronią jednak tylne światła LED, które jednak ponownie będą dostępne tylko w wariancie Elegance.
Cztery czy pięć osób?
Suzuki Ignis to tak naprawdę samochód ultrakompaktowy. Charakteryzuje się bardzo małym promieniem skrętu wynoszącym 4,7 metra, co czyni go wygodnym w zatłoczonych miastach. Mimo że jest o 15 centymetrów krótszy niż Swift, przedział pasażerski oferuje bardzo podobną przestrzeń. Tylne siedzenie może nie sprzyjać dalekim podróżom, ale 67-stopniowa klapa bagażnika z pewnością ułatwi dostęp do drugiego rzędu siedzeń. Z pakietu Premium możemy wybrać Ignisa w wersji czteromiejscowej (tak, podstawowa wersja jest pięciomiejscowa, przynajmniej w teorii). Wtedy tylna kanapa jest dzielona w proporcji 50:50 i posiada system niezależnego ruchu obu siedzeń. Dzięki temu możemy nieco zwiększyć przestrzeń z tyłu auta, ze względu na niewielki już bagażnik, który w wersji z napędem na przednią oś ma tylko 260 litrów (napęd na wszystkie koła zajmie prawie 60 litrów dodatkowej objętości) . Decydując się jednak na złożenie oparć tylnych siedzeń, możemy uzyskać aż 514 litrów, co pozwoli nam przewieźć coś więcej niż tylko siatkę na zakupy.
Jak Suzuki zadbało o bezpieczeństwo?
Pomimo modnego wyglądu i rozmiaru XS, Suzuki Ignis może pochwalić się całkiem przyzwoitym wyposażeniem. Elektryczne szyby, podgrzewane przednie fotele, nawigacja satelitarna czy wielofunkcyjna kierownica to tylko niektóre z atutów, jakie można znaleźć na pokładzie tego malucha. Marka zadbała również o bezpieczeństwo. Ignis jest wyposażony między innymi w Dual Camera Brake Support, która pomaga uniknąć kolizji poprzez wykrywanie linii na drodze, pieszych i innych pojazdów. Jeśli kierowca nie zareaguje, system wysyła komunikaty ostrzegawcze, a następnie aktywuje układ hamulcowy. Ponadto Ignis oferuje również asystenta nieplanowanej zmiany pasa ruchu oraz system wykrywający niekontrolowany ruch pojazdu. Jeśli pojazd przejedzie z jednej krawędzi pasa na drugą (przy założeniu, że kierowca jest zmęczony lub rozkojarzony), rozlegnie się sygnał ostrzegawczy, a na tablicy wskaźników pojawi się komunikat. Ponadto Ignis został wyposażony w sygnał hamowania awaryjnego, który wykorzystywał światła awaryjne do ostrzegania innych kierowców jadących z tyłu.
Jesteśmy w drodze
Pod maską Ignisa znajduje się wolnossący silnik benzynowy DualJet o pojemności 1.2 litra. Czterocylindrowy silnik był w stanie wygenerować 90 koni mechanicznych, co bardzo chętnie wprawiło w ruch ważące zaledwie 810 kilogramów dziecko. Maksymalny moment obrotowy 120 Nm, co prawda nie przyspiesza bicia serca, ale auto rozpędza się dość żwawo. W wersji z napędem na wszystkie koła przyspieszenie od 0 do 100 km/h zajmuje 11,9 sekundy. Tylko napęd na przednie koła - 0,3 sekundy dłużej. W rzeczywistości za kierownicą czuje się, że jednostka atmosferyczna ochoczo przyspiesza lekkie ciało. Co ciekawe, nawet przy prędkości autostradowej nie ma się wrażenia, że Ignis zaraz oderwie się od ziemi. Niestety samochody segmentu A są często dość niestabilne przy dużych prędkościach. W Ignisie takiego problemu nie ma - niezależnie od prędkości jeździ pewnie. Jednak szybsze skręcanie jest jak obracanie łodzi. Miękko zestrojone zawieszenie w połączeniu z dużym prześwitem i wąskim rozstawem kół nie sprzyja szybkiemu pokonywaniu zakrętów.
Może pojawić się pytanie - dlaczego ten śmieszny mały samochód z segmentu A+ jest ogólnie nazywany SUV-em? Kompaktowy czy nie. Cóż, Ignis może pochwalić się znacznym prześwitem wynoszącym 18 centymetrów i opcjonalnym napędem na wszystkie koła AllGrip. Marek jednak od razu go ostrzega – Ignis to roadster, jak baletnica z Pudzianowskiego. W rzeczywistości zabranie tego dzieciaka w trudniejszy teren byłoby skazane na porażkę. Dodatkowa jazda jest jednak dostępna na szutrze, lekkim błocie lub śniegu, zapewniając kierowcy pewniejsze prowadzenie i spokój ducha. Mechanizm jest prosty – sprzęgło wiskotyczne przenosi moment obrotowy na tylną oś w przypadku poślizgu przedniego koła.
Wreszcie kwestia ceny. Najtańszy Ignis z pięciobiegową manualną skrzynią biegów, napędem na przednie koła i wersją Comfort kosztuje 49 900 zł. Decydując się na napęd na wszystkie koła AllGrip i najbogatszą wersję Elegance (m.in. światła LED, nawigację satelitarną, automatyczną klimatyzację czy antykolizyjne wspomaganie hamowania Dual Camera), mamy już spory wydatek w wysokości 68 900 zł. Od stycznia w ofercie pojawi się również hybrydowy wariant 1.2 DualJet SHVS, którego cena wyniesie 68 900 zł.