WWW to Bałkany Internetu
Technologia

WWW to Bałkany Internetu

Sieć WWW, czyli WWW, od samego początku była właściwie tylko elektroniczną wersją tablicy ogłoszeń, książki, gazety, czasopisma, czyli tzw. tradycyjna publikacja składająca się ze stron. Pojmowanie Internetu jako „katalogu stron” dopiero niedawno zaczęło się zmieniać.

Od samego początku do przeglądania stron internetowych potrzebna była przeglądarka. Historia tych programów jest nierozerwalnie związana z historią Internetu. Dinozaury pamiętają Netscape i jego rywalizację z przeglądarką Microsoft Internet Explorer, fascynację Firefoksem i pojawienie się przeglądarki Google Chrome. Jednak z biegiem lat emocje związane z wojnami przeglądarkowymi opadły. Użytkownicy urządzeń mobilnych w dużej mierze nawet nie wiedzą, która przeglądarka wyświetla im Internet i nie ma to dla nich większego znaczenia. Powinno działać i tyle.

Jednak nawet jeśli nie są świadomi, z jakich przeglądarek korzystają, nadal korzystają z aplikacji zapewniającej mniej lub bardziej neutralny Internet. Tego samego nie można powiedzieć o większości innych aplikacji na smartfony, które oferują swoje usługi i treści „przez” Internet. Sieć jest tutaj rodzajem tkanki łączącej różne aplikacje. Identyfikacja Internetu z katalogiem WWW została zakończona.

Robiąc krok w przyszłość, która dzieje się na naszych oczach, z siecią – w której poruszamy się nie tylko wirtualnie, ale i całkiem fizycznie, w gąszcz Internetu rzeczy – coraz częściej komunikujemy się nie za pomocą ruchów myszy, kliknięć i stuka w klawiaturę, ale głosowo, jeśli chodzi o ruchy i gesty. Stary, dobry WWW nie tyle zanika, co staje się jednym z wielu elementów naszego wirtualnego życia, usługą, z której korzystamy w określonych okolicznościach i warunkach. Nie jest już synonimem Internetu w jego rozumieniu piętnaście lat temu.

Koniec wyboru - czas na narzucanie

Zmierzch, a raczej degradacja sieci WWW, w dużej mierze wiąże się z trendem odchodzenia od niej Neutralność Internetu, chociaż nie jest to konieczne i nie jest dokładnie takie samo. Można sobie wyobrazić WWW, które nie ma nic wspólnego z neutralnością i neutralny Internet bez WWW. Dziś zarówno Google, jak i Chiny oferują użytkownikom usługi, które dają im pełną kontrolę nad wersją Internetu, którą uważają za najlepszą dla nich – czy to w wyniku algorytmu behawioralnego, czy ideologii politycznej.

Konkurencyjne logo przeglądarki

Neutralny Internet definiuje się obecnie jako otwartą cyberprzestrzeń, kontekst cyfrowy, w którym nikt nie jest wyróżniany ani blokowany administracyjnie. Tradycyjna sieć zasadniczo właśnie to zrobiła. Teoretycznie każdą stronę można znaleźć w wyszukiwarce treści. Oczywiście ze względu na rywalizację stron i np. algorytmy Google'a wyszukujące „najcenniejsze” wyniki, ta teoretyczna równość z czasem stała się wysoce… teoretyczna. Trudno jednak zaprzeczyć, że sami tego chcieli internauci, nie zadowalając się dość chaotycznymi i losowymi wynikami wyszukiwania w pierwszych wyszukiwarkach internetowych.

Zwolennicy wolności w sieci dostrzegali realne zagrożenie dla neutralności jedynie w gigantycznych zamkniętych cyberprzestrzeniach naśladujących sferę publiczną, takich jak Facebook. Wielu użytkowników nadal uważa tę sieć społecznościową za neutralną przestrzeń z bezpłatnym publicznym dostępem dla wszystkich. Rzeczywiście, w pewnym zakresie funkcje, powiedzmy publiczne, wykonuje Facebook, ale ta strona jest wyraźnie zamknięta i ściśle kontrolowana. Dotyczy to zwłaszcza użytkowników aplikacji mobilnej Facebooka. Co więcej, działająca na smartfonie niebieska aplikacja zaczyna dostrzegać i wpływać na inne aspekty internetowego życia użytkownika. Ten świat nie ma nic wspólnego ze znajdowaniem i wybieraniem stron, które chcemy odwiedzić, jak to było w starym, dobrym WWW. „To” narzuca się, popycha i wybiera zgodnie z algorytmem treść, którą chcemy zobaczyć.

Ogrodzenie internetowe

Eksperci promują tę koncepcję od kilku lat. Bałkanizacja Internetu. Ogólnie definiuje się go jako proces odtwarzania granic narodowych i państwowych w globalnej sieci. To kolejny przejaw upadku sieci WWW jako koncepcji rozumianej niegdyś jako ogólnoświatowa, ponadnarodowa i ponadnarodowa sieć łącząca wszystkich ludzi bez granic. Zamiast globalnego Internetu powstaje Internet Niemiec, sieć Japonii, cyberprzestrzeń Chile itp. Działania polegające na tworzeniu zapór sieciowych i barier sieciowych rządy tłumaczą na różne sposoby. Czasem mówimy o ochronie przed szpiegostwem, czasem o lokalnym ustawodawstwie, czasem o walce z tzw.

Zapory sieciowe stosowane przez władze Chin i Rosji są już dobrze znane na całym świecie. Jednak do tych, którzy są gotowi budować granice i tamy, przyłączają się inne kraje. Na przykład Niemcy lobbują za planami utworzenia europejskiej sieci komunikacyjnej, która omijałaby węzły sieci w Stanach Zjednoczonych i uniemożliwiałaby inwigilację ze strony prominentnych amerykańskich Agencja Bezpieczeństwa Narodowego Naczelnego Sądu Administracyjnego i jej mniej znane Brytyjski odpowiednik - GCHQ. Angela Merkel wspomniała niedawno o konieczności negocjacji „najpierw z europejskimi dostawcami usług sieciowych, którzy zapewnią bezpieczeństwo naszym obywatelom, aby e-maile i inne informacje nie musiały być przesyłane przez Atlantyk i aby można było zbudować sieć komunikacyjną”. w Europie.”

Z drugiej strony, w Brazylii, jak wynika z niedawnego raportu IEEE Spectrum, prezydent kraju Dilma Rousseff twierdzi, że chce położyć „podmorskie kable, które nie będą przebiegać przez Stany Zjednoczone”.

Oczywiście wszystko to odbywa się pod hasłem ochrony obywateli przed inwigilacją ze strony amerykańskich służb. Problem polega na tym, że izolowanie własnego ruchu od reszty sieci nie ma nic wspólnego z samą ideą Internetu jako otwartej, neutralnej, globalnej sieci World Wide Web. A jak pokazuje doświadczenie, nawet z Chin cenzura, kontrola i ograniczanie wolności zawsze idą w parze z „ogrodzeniem” internetu.

Od lewej do prawej: założyciel Internet Archive - Brewster Kahle, ojciec Internetu - Vint Cerf i twórca sieci - Tim Berners-Lee.

Ludzie są manipulowani

Tim Berners-Lee, twórca serwisu internetowego i jeden z największych zwolenników zachowania neutralności i otwartości sieci, w listopadzie ubiegłego roku w wywiadzie prasowym powiedział, że w Internecie można wyczuć „złą” atmosferę. Jego zdaniem zagraża to globalnej sieci, komercjalizacji i próbom neutralności. przepływ fałszywych informacji i propagandy.

Berners-Lee częściowo obwinia duże platformy cyfrowe, takie jak Google i Facebook, za rozpowszechnianie dezinformacji. Zawierają mechanizmy dystrybucji treści i reklam w taki sposób, aby przyciągnąć maksymalną uwagę użytkownika.

 twórca serwisu zwraca uwagę.

System ten nie ma nic wspólnego z etyką, prawdą i demokracją. Koncentracja jest sztuką samą w sobie, a głównym celem staje się sama wydajność, która skutkuje albo dochodami, albo ukrytymi celami politycznymi. Dlatego Rosjanie kupowali reklamy skierowane do amerykańskich wyborców na Facebooku, Google i Twitterze. Jak podały później firmy analityczne, m.in. Cambridge Analytica, można w ten sposób manipulować milionami ludzi”mikrotargetowanie behawioralne".

 – wspomina Berners-Lee. Jego zdaniem tak już nie jest, bo na każdym kroku stoją wpływowi ludzie, którzy na dziesiątki sposobów kontrolują swobodny dostęp do sieci, a jednocześnie stanowią zagrożenie dla innowacji.

Dodaj komentarz