Sprawa polska w czasie Wielkiej Wojny
Sprzęt wojskowy

Sprawa polska w czasie Wielkiej Wojny

Generał Eduard Śmigły-Rydz przedstawia szefowi państwa Józefowi Piłsudskiemu armię, która wyzwoliła Wilno w kwietniu 1919 roku.

Jesienią 1918 roku Wielka Wojna powoli dobiegała końca. Zostało to rozpoznane wszędzie. Klęska mocarstw centralnych była już widoczna, skala ich klęski była jeszcze nieznana. Nie było też wiadomo, jak podobny będzie świat powojenny do świata sprzed 1914 roku i jakie będzie w nim miejsce Polski, jeśli w ogóle.

W drugiej połowie 1918 r. armia niemiecka na froncie zachodnim była zmuszona do coraz szybszego odwrotu, a front bałkański rozpadał się jak domek z kart. 30 września Bułgaria jako pierwsza z państw centralnych podpisała rozejm, co skłoniło niemieckich generałów do zwrócenia się do Stanów Zjednoczonych o zaprzestanie działań wojennych, przedstawiając jako podstawę porozumienia „14 punktów” prezydenta Wilsona.

Rada Regencyjna Królestwa Polskiego jako jedna z pierwszych zareagowała na wiadomość o negocjacjach między Berlinem a Waszyngtonem. 7 października ogłosiła utworzenie niepodległego państwa obejmującego wszystkie ziemie polskie, z dostępem do morza, niezależnością polityczną i gospodarczą oraz nienaruszalnością terytorialną. Było to wyraźne potępienie podporządkowania się okupantom. Ani Niemcy, ani Austriacy nie zareagowali. Polska stała się wolna zarówno formalnie, jak i faktycznie.

Jednak dotychczas Polska miała formę jedynie Królestwa Polskiego i już wtedy ograniczała się do terenów okupacji niemieckiej. Pod koniec miesiąca Rada Regencyjna podjęła kroki w celu podporządkowania sobie innych ziem polskich. Wysłała swoich przedstawicieli do Lublina, stolicy okupacji austriackiej, wyposażonych nie tylko w pełnomocnictwa, ale także wspieranych przez towarzyszący im batalion Wojska Polskiego. Przedstawiciele Rady Regencyjnej dotarli także do Lwowa i Krakowa, ale misje te były mniej udane.

W październiku 1918 r. Rada Regencyjna działała całkowicie samodzielnie. Ogłosiła wybory do Sejmu, powstał nowy rząd – 23 października premierem został Józef Swieżyński. Niemcy w ogóle nie reagowali. Nie reagowali też na reformy wojskowe: wprowadzenie nowej kompanii przysięgowej, ogłoszenie poboru urodzonego w 1897 roku, nabór weteranów korpusu polskiego na wschodzie i legionistów. W niecały miesiąc – przed powołaniem do służby wojskowej – stan Wojska Polskiego podwoił się: 2 listopada służyło w nim 477 oficerów, 1007 podoficerów i 9232 żołnierzy. 28 października mianowano nawet tymczasowego Naczelnego Wodza Wojska Polskiego gen. Tadeusza Rozwadowskiego.

Tymczasem nominalny zwierzchnik polskich sił zbrojnych – i generalny gubernator okupacji niemieckiej gen. Hans von Beseler – pozostał bierny. Zgodził się z większością polskich postulatów, stopniowo ograniczając swoje uprawnienia do szefa niemieckich sił okupacyjnych. W Królestwie Polskim mieszkało około 80 000 Niemców - większość z nich stanowili urzędnicy i członkowie ich rodzin. Prawie połowa z nich pozostała w Warszawie. Żołnierze niemieccy wiedzieli, że wojna dobiega końca i chcieli wrócić do domu. Generał Beseler doskonale o tym wiedział i rozumiał, że nie zgodzą się na pacyfikację Polaków siłą. Jednak żołnierze niemieccy mogli stać się agresywni i brutalni, jeśli poczuli, że Polacy stanowią zagrożenie dla ich bezpieczeństwa.

Nieco inaczej sytuacja wyglądała podczas rozbioru Austrii. W połowie października Księstwo Cieszyńskie ogłosiło gotowość przyłączenia się do Polski, a polscy parlamentarzyści w Wiedniu powiedzieli, że czują się obywatelami Polski, a nie Austrii. 28 października utworzono w Krakowie Polską Komisję Likwidacyjną, która miała nie tyle zarządzać dawną Galicją, ile zlikwidować jej administrację austriacką - czyli przejąć cła, pieczęcie i klucze do sejfu. Monarchia Habsburgów zaczęła się rozpadać, a pod koniec miesiąca prawie wszystkie jej narody ogłosiły niepodległość. Militarny aspekt tego rozpadu okazał się fatalny: armia austro-węgierska przestała istnieć i rozproszyła się po domach, często bardzo odległych. Pod koniec miesiąca po województwach lubelskim, kieleckim i małopolskim przemierzały woj. lubelskie, kieleckie i małopolskie grupy zdemobilizowanych żołnierzy różnych narodowości, przez co z ich zachowania trudno było odróżnić, czy zaginęli, rozbitkowie w drodze do domów rodzinnych, czy agresywni bandyci rabujący i gwałcący. bezbronni.

W Polsce panował kompletny chaos. Niebezpieczni byli nie tylko rabusie w austriackich mundurach, ale także krajowi rewolucjoniści. Koniec wojny oznaczał także koniec starego systemu społecznego. Wśród polskich robotników i chłopów byli tacy, którzy postanowili przyspieszyć ten koniec i samowolnie wymierzyć sprawiedliwość fabrykantom i obszarnikom. Kradzieży i morderstw było na szczęście niewiele. Wreszcie inne niebezpieczeństwo stanowili zwykli przestępcy, którzy wyczuli okazję do splądrowania opuszczonych składów wojskowych i własności prywatnej. Przestępcy byli tym bardziej niebezpieczni, że uzbrojeni byli w broń masowo rzucaną lub sprzedawaną przez żołnierzy austriackich i niemieckich. Poza tym broń była powszechnie dostępna – posiadali ją nie tylko rabusie, nie tylko przestępcy, nie tylko rewolucjoniści, ale także zwykli obywatele, którzy obawiali się o swoje bezpieczeństwo. W następnych tygodniach sytuacja mogła się tylko pogorszyć: milion zdemobilizowanych żołnierzy niemieckich musiało wrócić do domu ze wschodu, a za nimi podążali rosyjscy bolszewicy. Ten strach przed zwykłymi ludźmi – rabusiami, rewolucjonistami, zbrodniarzami, bolszewikami – był ważnym czynnikiem w życiu politycznym Polski końca 1918 roku.

Dodaj komentarz