Melitopol - pierwszy statek z pochylni
Sprzęt wojskowy

Melitopol - pierwszy statek z pochylni

Melitopol, pierwszy suchy statek towarowy i pierwsza polska łódź burtowa.

Zdjęcie „Morze” 9/1953

Melitopol – pierwszy statek morski ze Stochni im. Komuna Paryska w Gdyni. Został zbudowany i uruchomiony nową metodą - wzdłuż bocznej rampy. Statek płynął bokiem w stronę basenu, co było wówczas wielką sensacją i fenomenem w naszym przemyśle stoczniowym.

Na początku lat 50. nikt w Polsce nie słyszał o bocznej rampie. Statki budowano i wodowano na podłużnicach lub w pływających dokach. Mniejsze obiekty przenoszono do wody za pomocą dźwigów.

Stocznia Gdynia od samego początku swojego istnienia naprawia różne statki i restauruje zatopione statki. Tym samym zdobyła wystarczające doświadczenie, aby móc rozpocząć produkcję nowych jednostek. Sprzyjało temu rosnące zapotrzebowanie na jej produkty w żegludze i rybołówstwie.

Podpisanie umowy ze wschodnim sąsiadem na budowę dużej serii statków zmieniło dotychczasowe założenia. Konieczne było wyposażenie stoczni w sprzęt do produkcji nowych jednostek oraz przystosowanie do tego celu istniejących obiektów produkcyjnych. Rozpoczęto budowę urządzeń do nabrzeży z instalacjami parowymi, wodnymi, pneumatycznymi, acetylenowymi i elektrycznymi. Jednocześnie zainstalowano na nich odpowiednie dźwigi. Na poddaszu kadłuba kadłuba położono klasyczny tor, a cały warsztat wyposażono w suwnice, rolki prostujące i gnące oraz sprzęt spawalniczy. W dużej hali powstały trzy przęsła dla warsztatu do produkcji sekcji kadłuba.

Po wielu przemyśleniach i dyskusjach zdecydowano się również wybrać jedną z dwóch koncepcji: zbudować podłużną rampę na polu na północ od budynku warsztatu lub fundamenty pod pływający dok. Obydwa miały jednak wspólne wady. Po pierwsze, materiały opuszczające magazyny do przerobu będą transportowane przez te same bramy, którymi przewożone są gotowe części kadłuba. Drugą wadą był długi czas prac hydrotechnicznych na budowach, w tym na terenach dzikich i niezabudowanych.

Inżynier Alexander Rylke: W tej trudnej sytuacji inż. Kamensky zwrócił się do mnie. Zwróciłem się do niego nie jako profesor, bo kierowałem działem projektowania statków, a nie technologią ich budowy, ale do starszego kolegi i przyjaciela. Znamy się prawie 35 lat. Ukończyliśmy tę samą uczelnię w Kronsztadzie, poznaliśmy się lepiej w 1913 roku, kiedy mając za sobą prawie 5 lat pracy zawodowej, zacząłem pracę w Stoczni Bałtyckiej w Petersburgu, a on tam robił studia podyplomowe . Później poznaliśmy się w Polsce, on pracował w warsztatach marynarki wojennej w Oksivie, a ja byłem w dowództwie Marynarki Wojennej w Warszawie, skąd często przyjeżdżałem do Gdyni w interesach. Teraz zaprosił mnie do „Trzynastki” [od ówczesnej nazwy Stoczni nr 13 – ok. godz. red.], aby przedstawić mi całe trudne pytanie. Jednocześnie ostro kiwał nosem na propozycje składane w stoczni.

Szczegółowo zbadałem sytuację.

„Cóż”, powiedziałem w wyniku tego „rozejrzenia się”. - Jest jasne.

- Który? - On zapytał. - Rampa? Doktorze?

- Ani jeden, ani inny.

- Więc co?

- Tylko start boczny. I to podczas „skakania”.

Wyjaśniłem mu dokładnie, jak sobie to wszystko wyobrażam. Po 35 latach pielęgnowania i dojrzewania mojego „ziarna”, w końcu zobaczyłam glebę, na której mogło i powinno przynosić owoce.

Dodaj komentarz