Życie osobiste pułkownika Józefa Beck
Sprzęt wojskowy

Życie osobiste pułkownika Józefa Beck

Przed wejściem na światową estradę Józefowi Beckowi udało się załatwić najważniejsze sprawy osobiste, a mianowicie rozwiódł się z pierwszą żoną i poślubił Jadwigę Salkowską (na zdjęciu), rozwiedzioną z generałem dywizji Stanisławem Burchardtem-Bukackim.

Czasami zdarza się, że decydujący głos w karierze polityka należy do jego żony. W dzisiejszych czasach krążą plotki o Billym i Hillary Clintonach; podobny przypadek miał miejsce w historii II RP. Józef Beck nigdy nie zrobiłby tak błyskotliwej kariery, gdyby nie jego druga żona Jadwiga.

W rodzinie Becków

Krążyły sprzeczne informacje o pochodzeniu przyszłego ministra. Mówiono, że był potomkiem żeglarza flamandzkiego, który wstąpił na służbę Rzeczypospolitej pod koniec XVI wieku, pojawiały się też informacje, że przodek rodu pochodził z niemieckiego Holsztynu. Niektórzy twierdzili również, że Bekowie wywodzili się ze szlachty kurlandzkiej, co jednak wydaje się mało prawdopodobne. Wiadomo też, że w czasie II wojny światowej Hans Frank poszukiwał żydowskich korzeni rodziny ministra, ale nie udało mu się potwierdzić tej hipotezy.

Rodzina Becków przez wiele lat mieszkała w Białej Podlaskiej, należąc do tamtejszego społeczeństwa obywatelskiego - mój dziadek był poczmistrzem, a ojciec prawnikiem. Jednak przyszły pułkownik urodził się w Warszawie (4 października 1894 r.), a dwa lata później został ochrzczony w cerkwi św. Trójcy w piwnicy. Wynikało to z faktu, że matka Józefa, Bronisława, pochodziła z rodziny unickiej, a po likwidacji przez władze rosyjskie cerkwi greckokatolickiej cała społeczność została uznana za prawosławną. Józef Beck został przyjęty do Kościoła rzymskokatolickiego po tym, jak rodzina osiedliła się w Limanowie w Galicji.

Przyszły minister miał burzliwą młodość. Uczęszczał do gimnazjum w Limanowie, ale problemy z nauką sprawiły, że miał problemy z jej ukończeniem. Maturę zdał ostatecznie w Krakowie, następnie studiował we Lwowie na tamtejszej politechnice, a rok później przeniósł się do Akademii Handlu Zagranicznego w Wiedniu. Nie ukończył tej uczelni z powodu wybuchu I wojny światowej. Następnie wstąpił do Legionów, rozpoczynając służbę w artylerii jako artylerzysta (szeregowiec). Pokazał wielkie umiejętności; Szybko zdobył umiejętności oficerskie i wojnę zakończył w stopniu kapitana.

W 1920 ożenił się z Marią Słomińską, a we wrześniu 1926 urodził się ich syn Andrzej. Niewiele jest informacji o pierwszej pani Beck, ale wiadomo, że była niezwykle piękną kobietą. Była wielkiej piękności - wspominał dyplomata Wacław Zbyszewski - miała czarujący uśmiech, pełen wdzięku i wdzięku, piękne nogi; wtedy po raz pierwszy w historii zapanowała moda na sukienki do kolan – a dziś pamiętam, że nie mogłam oderwać wzroku od jej kolan. W latach 1922-1923 Beck był polskim attache wojskowym w Paryżu, aw 1926 poparł Józefa Piłsudskiego podczas przewrotu majowego. Pełnił nawet jedną z najważniejszych ról w walkach, będąc szefem sztabu rebeliantów. Lojalność, wojskowe umiejętności i zasługi wystarczyły, by zrobić karierę wojskową, a o losie Becka przesądził fakt, że spotkał na swojej drodze odpowiednią kobietę.

Jadwigi Salkowskiej

Przyszły minister, jedyna córka odnoszącego sukcesy adwokata Wacława Salkowskiego i Jadwigi Sławetskiej, urodziła się w październiku 1896 roku w Lublinie. Dom rodzinny był zamożny; mój ojciec był radcą prawnym wielu cukrowni i banku Cukrownictwa, doradzał też miejscowym właścicielom ziemskim. Dziewczyna ukończyła prestiżowe stypendium im. Anieli Wareckiej w Warszawie i biegle władała językiem niemieckim, francuskim i włoskim. Dobra sytuacja materialna rodziny pozwoliła jej co roku (razem z matką) odwiedzać Włochy i Francję.

W czasie I wojny światowej poznała kpt. Stanisława Burkhadta-Bukackiego; ta znajomość zakończyła się ślubem. Po wojnie para zamieszkała w Modlinie, gdzie Bukacki został (już w stopniu podpułkownika) dowódcą 8. Dywizji Piechoty. Dwa lata po zakończeniu wojny urodziła się tam ich jedyna córka Joanna.

Małżeństwo jednak stawało się coraz gorsze, aż w końcu oboje postanowili się rozstać. Decyzję ułatwił fakt, że każda z nich planowała już przyszłość z innym partnerem. W przypadku Jadwigi był to Józef Beck i do rozwiązania trudnej sytuacji potrzebna była dobra wola kilku osób. Najszybszą (i najtańszą) praktyką była zmiana wyznania – przejście na jedno z wyznań protestanckich. Rozstanie obu par przebiegło gładko, nie zaszkodziło to dobrym stosunkom Bukackiego (dosłużył się stopnia generała) z Beckiem. Nic dziwnego, że ludzie żartowali na ulicy w Warszawie:

Funkcjonariusz pyta drugiego funkcjonariusza: „Gdzie zamierzasz spędzić Boże Narodzenie?” Odpowiedź: W rodzinie. Jesteś w dużej grupie? „Cóż, moja żona tam będzie, narzeczona mojej żony, moja narzeczona, jej mąż i żona narzeczonej mojej żony”. Ta niezwykła sytuacja zaskoczyła kiedyś francuskiego ministra spraw zagranicznych Jeana Barthou. Becky otrzymał śniadanie na jego cześć, a Burkhadt-Bukatsky był również wśród zaproszonych gości. Ambasador Francji Jules Laroche nie zdążył ostrzec swojego szefa o specyficznym stanie cywilnym właścicieli, a polityk wdał się w rozmowę z Jadwigą o sprawach damsko-męskich:

Madame Bekova, jak wspominał Laroche, przekonywała, że ​​stosunki małżeńskie mogą być złe, co jednak nie przeszkodziło im w utrzymaniu przyjaznych stosunków po przerwie. Na dowód stwierdziła, że ​​przy tym samym stole siedział jej były mąż, którego nienawidziła jako takiego, ale którego nadal bardzo lubiła jako osobę.

Francuzi myśleli, że gospodyni żartuje, ale kiedy przy stole pojawiła się córka pani Bekowej, Jadwiga kazała jej pocałować ojca. I ku przerażeniu Barta dziewczyna „rzuciła się w ramiona generała”. Maria również wyszła ponownie za mąż; używała nazwiska swojego drugiego męża (Yanishevskaya). Po wybuchu wojny wyemigrowała z synem na Zachód. Andrzej Beck walczył w szeregach Wojska Polskiego, a następnie wraz z matką osiadł w Stanach Zjednoczonych. Ukończył Rutgers University w New Jersey, pracował jako inżynier, założył własną firmę. Działał aktywnie w organizacjach polonijnych, był wiceprezesem i prezesem Instytutu Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku. Zmarł w 2011 roku; data śmierci jego matki pozostaje nieznana.

Po wybuchu I wojny światowej Józef Beck przerwał studia i wstąpił do legionów polskich. Został mianowany

do artylerii 1916. brygady. Biorąc udział w walkach wyróżnił się m.in. podczas działań na froncie rosyjskim w bitwie pod Kostiuchnowką XNUMX lipca, podczas której został ranny.

Panie Ministrze Spraw Zagranicznych

Nowa pani Beck była osobą ambitną, miała chyba największe ambicje ze wszystkich żon wysokich dygnitarzy (nie licząc partnera Eduarda Śmigłego-Rydza). Nie była zadowolona z kariery żony oficera – w końcu jej pierwszy mąż był dość wysokiej rangi. Jej marzeniem były podróże, poznanie eleganckiego świata, ale nie chciała wyjeżdżać z Polski na zawsze. Nie była zainteresowana stanowiskiem dyplomatycznym; wierzyła, że ​​jej mąż może zrobić karierę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. I bardzo martwiła się o dobry wizerunek męża. W czasie, gdy Beck, jak wspominał Laroche, był podsekretarzem stanu w Prezydium Rady Ministrów, zauważono, że na przyjęciach pojawia się we fraku, a nie w mundurze. Od razu wyciągnięto z tego wnioski. Jeszcze bardziej znaczący był fakt, że pani Bekova otrzymała od niego obietnicę powstrzymania się od nadużywania alkoholu.

Jadwiga doskonale wiedziała, że ​​alkohol zrujnował niejednej karierze, a wśród ludzi Piłsudskiego było wielu ludzi o podobnych upodobaniach. I miała całkowitą kontrolę nad sytuacją. Laroche wspominał, jak podczas obiadu w rumuńskiej ambasadzie pani Beck wzięła od męża kieliszek szampana, mówiąc: „Dość.

Ambicje Jadwigi były szeroko znane, stały się nawet tematem skeczu kabaretowego Mariana Hemara - "Ty musisz być ministrem". To była historia - wspominała Mira Ziminskaya-Sigienskaya - o kobiecie, która chciała zostać ministrem. I mówiła swojemu panu, dostojnikowi, co robić, co kupić, co załatwić, jaki podarunek dać pani, żeby została ministrem. Ten pan tłumaczy: Zostanę w obecnym miejscu, siedzimy sobie spokojnie, dobrze nam się żyje - źle ci? A ona dalej mówiła: „Musisz zostać pastorem, musisz zostać pastorem”. Odegrałem taki skecz: ubrałem się, posmarowałem perfumami i dałem jasno do zrozumienia, że ​​umawiam się na premierę, że mój pan będzie ministrem, bo powinien być ministrem.

Biorąc udział w walkach odznaczył się m.in. podczas działań na froncie rosyjskim w bitwie pod Kostiuchnowką w lipcu 1916 r., podczas której został ranny.

Wtedy pani Bekkova, którą bardzo kochałam, bo była słodką, skromną osobą – w życiu pastora nie widziałam bogatej biżuterii, zawsze nosiła tylko piękne srebro – więc pani Bekkova powiedziała: „Hej Mirko, Wiem, wiem o kim myślałeś, wiem, wiem o kim myślałeś…”.

Józef Beck z powodzeniem wspinał się po szczeblach kariery. Został wicepremierem, a następnie wiceministrem spraw zagranicznych. Celem jego żony było zostać dla niego pastorem; Wiedziała, że ​​jego szef, August Zaleski, nie był człowiekiem Piłsudskiego, a marszałek musiał powołać kuratora kluczowego ministerstwa. Wpis na czele polskiej dyplomacji gwarantował Beckom stały pobyt w Warszawie z maksymalnymi możliwościami podróżowania po świecie. I to w bardzo eleganckim świecie.

Niedyskrecja sekretarza

Ciekawym materiałem są wspomnienia Pawła Starżewskiego („Trzy lata z Beck”), osobistego sekretarza ministra w latach 1936-1939. Autor oczywiście skupił się na działalności politycznej Becka, ale podał szereg epizodów, które rzucają ciekawe światło na jego żonę, a zwłaszcza na relacje między nimi obojgiem.

Starzhevsky absolutnie lubił reżysera, ale widział też jego wady. Doceniał jego „wielki urok osobisty”, „wielką precyzję umysłu” i „nieustannie płonący wewnętrzny ogień” o wyglądzie doskonałego opanowania. Beck miał doskonały wygląd - wysoki, przystojny, dobrze wyglądał zarówno we fraku, jak iw mundurze. Szef polskiej dyplomacji miał jednak poważne wady: nienawidził biurokracji i nie chciał zajmować się „papierkową robotą”. Polegał na swojej „fenomenalnej pamięci” i nigdy nie miał żadnych notatek na biurku. Gabinet ministra w Pałacu Brühla zeznał lokatorowi - był pomalowany na stalową tonację, ściany zdobiły tylko dwa portrety (Piłsudskiego i Stefana Batorego). Reszta wyposażenia ogranicza się do najpotrzebniejszych rzeczy: biurka (oczywiście zawsze pustego), sofy i kilku foteli. Ponadto duże kontrowersje wzbudził wystrój pałacu po odbudowie z 1937 roku:

O ile wygląd pałacu, jak wspominał Starżewski, zachował doskonale swój styl i dawną urodę, co znacznie ułatwiło otrzymanie oryginalnych planów z Drezna, o tyle wystrój wnętrz nie współgrał z jego wyglądem. To nigdy nie przestaje mnie obrażać; liczne lustra, zbyt filigranowe kolumny, różnorodność użytego marmuru sprawiały wrażenie kwitnącej instytucji finansowej lub, jak trafniej ujął to jeden z zagranicznych dyplomatów: łaźni w Czechosłowacji.

Od listopada 1918 w Wojsku Polskim. Jako dowódca baterii konnej walczył w armii ukraińskiej do lutego 1919 roku. Od czerwca do listopada 1919 r. brał udział w kursach wojskowych w Szkole Sztabu Generalnego w Warszawie. W 1920 r. został kierownikiem oddziału w Oddziale II Sztabu Generalnego WP. W latach 1922-1923 był attache wojskowym w Paryżu i Brukseli.

Tak czy inaczej otwarcie budynku było bardzo niefortunne. Przed oficjalną wizytą króla Rumunii Karola II postanowiono zorganizować próbę generalną. Odbyła się uroczysta kolacja na cześć pracowników ministra i autora odbudowy pałacu, architekta Bogdana Pnevskiego. Wydarzenie zakończyło się interwencją medyczną.

W odpowiedzi na stan zdrowia Beka, Pniewski chciał, wzorem Jerzego Lubomirskiego z Potopu, rozbić sobie na głowie kryształowy kielich. Jednak to się nie powiodło, a kielich rozlał się, gdy został rzucony na marmurową podłogę, a ranny Pnevsky musiał wezwać karetkę.

I jak tu nie wierzyć w znaki i przepowiednie? Pałac Brühla istniał jeszcze tylko kilka lat, a po Powstaniu Warszawskim został tak doszczętnie wysadzony w powietrze, że dziś po tej pięknej budowli nie ma śladu...

Starzhevsky również nie ukrywał uzależnienia reżysera od alkoholu. Wspomniał, że w Genewie, po całym dniu pracy, Beck lubił spędzać wiele godzin w siedzibie delegacji, popijając czerwone wino w towarzystwie młodych ludzi. Mężczyznom towarzyszyły damy – żony pracowników polskiego przedsiębiorstwa, a pułkownik z uśmiechem powiedział, że nigdy nie wstrzymywał się od głosu.

Znacznie gorsze wrażenie zrobił Tytus Komarnicki, wieloletni reprezentant Polski w Lidze Narodów. Beck najpierw zabrał żonę do Genewy (upewniając się, że bardzo się tam nudzi); z czasem, z powodów „politycznych”, zaczął przychodzić sam. Po dyskusji spróbował swojej ulubionej whisky z dala od czujnych oczu żony. Komarnicki narzekał, że do rana musi wysłuchiwać niekończącego się monologu Becka na temat jego koncepcji przebudowy polityki europejskiej.

W 1925 ukończył Akademię Wojskową w Warszawie. Podczas przewrotu majowego 1926 r. wspierał marszałka Józefa Piłsudskiego, będąc szefem sztabu jego głównych sił, Grupy Operacyjnej gen. Gustawa Orlicza-Dreschera. Wkrótce po przewrocie - w czerwcu 1926 - został szefem gabinetu ministra wojny J. Piłsudskiego.

Niewykluczone, że w pozbyciu się żony ministra pomogli jego koledzy i przełożeni z instytucji państwowych. Trudno się nie uśmiechnąć, gdy Jadwiga z całą powagą wspomina:

Kiedyś było tak: dzwoni do mnie premier Slavek, który chce się ze mną widzieć w bardzo ważnej sprawie i to w tajemnicy przed mężem. zgłaszam się do niego. Ma informacje z naszego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, ze szwajcarskiej policji, że istnieją uzasadnione obawy dotyczące ataku na ministra Becka. Kiedy przebywa w hotelu, jazda ze mną jest bardzo trudna. Szwajcarzy proszą go o zamieszkanie w Stałym Przedstawicielstwie Polski. Nie ma wystarczająco dużo miejsca, więc ma iść sam.

- Jak ty to sobie wyobrażasz? Wyjazd jutro rano, wszystko gotowe. Co zrobić, żeby nagle przestać chodzić?

- Rób co chcesz. Musi jechać sam i nie może wiedzieć, że rozmawiałem z tobą.

Sławek nie był wyjątkiem; Janusz Yendzheevich zachowywał się dokładnie tak samo. Znów pojawiły się obawy o możliwość napadu na ministra i Józef musiał jechać do Genewy sam. A wiadomo, że męska solidarność czasem potrafi zdziałać cuda...

Minister lubił schodzić Jadwidze z oczu, a potem zachowywał się jak niegrzeczny uczeń. Oczywiście musiał mieć pewność, że może pozostać incognito. I takie przypadki były rzadkie, ale były. Po pobycie we Włoszech (bez żony) zamiast powrotu do domu pociągiem wybrał drogę lotniczą. Zaoszczędzony czas spędził w Wiedniu. Wcześniej wysłał tam zaufaną osobę, aby przygotowała mieszkanie nad Dunajem. Ministrowi towarzyszył Starzhevsky, a jego opis jest bardzo interesujący.

Najpierw panowie udali się do opery na przedstawienie Rycerza Srebrnej Róży Richarda Straussa. Beck jednak nie zamierzał spędzić całego wieczoru w tak zacnym miejscu, bo miał już dość takich rozrywek na co dzień. W przerwie panowie się rozstali, udali się do jakiejś wiejskiej tawerny, nie szczędząc sobie alkoholowych napoi i zachęcając do grania lokalny zespół muzyczny. Uciekł tylko Lewicki, który pełnił funkcję ochroniarza ministra.

Jeszcze ciekawsze było to, co wydarzyło się później. Pamiętam, wspominał Starzewski, w jakimś nocnym klubie na Wallfischgasse, gdzie wylądowaliśmy, komisarz Lewicki siedział przy pobliskim stoliku i przez wiele godzin popijał szklankę diluentu. Beck był uszczęśliwiony, powtarzając od czasu do czasu: „Co za przyjemność nie być pastorem”. Słońce już dawno wzeszło, gdy wróciliśmy do hotelu i przespaliśmy się, jak za najlepszych uniwersyteckich czasów, noc spędzoną nad Dunajem.

Na tym niespodzianki się nie skończyły. Kiedy Starzewski zasnął po nocnej imprezie, obudził go telefon. Większość żon wykazuje niesamowitą potrzebę komunikowania się z mężami w najbardziej nieodpowiednich sytuacjach. I Jadwiga nie była wyjątkiem:

Pani Bekova dzwoniła i chciała rozmawiać z ministrem. Spał jak zabity w sąsiednim pokoju. Bardzo trudno było mi wytłumaczyć, że nie ma go w hotelu, w co nie wierzono, ale nie robiono mi wyrzutów, gdy zapewniałem, że wszystko jest w porządku. Po powrocie do Warszawy Beck opowiadał szczegółowo o „Rycerzu Srebrnej Róży” w dalszych wydarzeniach.

po operze nie wszedł.

Jadwiga zabiegała o męża nie tylko ze względu na jego karierę. Józef nie cieszył się najlepszym zdrowiem iw okresie jesienno-zimowym cierpiał na poważne choroby. Prowadził wyczerpujący tryb życia, często pracował po godzinach i zawsze musiał być dostępny. Z czasem okazało się, że minister ma gruźlicę, co spowodowało jego śmierć podczas internowania w Rumunii w wieku zaledwie 50 lat.

Jadwiga przymykała jednak oko na inne upodobania męża. Pułkownik lubił zaglądać do kasyna, ale nie był graczem:

Beck lubił wieczorami - jak Starzhevsky opisał pobyt ministra w Cannes - na krótko chodzić do miejscowego kasyna. A raczej, bawiąc się kombinacjami liczb i wichrem ruletki, sam rzadko grał, ale bardzo chciał zobaczyć, jak szczęście towarzyszy innym.

Zdecydowanie wolał brydża i, jak wielu innych, był zagorzałym fanem tej gry. Poświęcił dużo czasu swojej ulubionej rozrywce, konieczne było przestrzeganie tylko jednego warunku - odpowiednich partnerów. Dyplomata Alfred Wysocki w 1932 roku z przerażeniem opisał wyjazd z Beckiem do Pikeliszek, gdzie mieli złożyć sprawozdanie Piłsudskiemu w ważnych sprawach polityki zagranicznej:

W kajucie Becka zastałem prawą rękę ministra, mjr Sokołowskiego i Ryszarda Ordyńskiego. Kiedy minister jechał na ważną polityczną rozmowę, nie spodziewałem się, że spotkam Reinharda, reżysera teatralnego i filmowego, ulubieńca wszystkich aktorek. Wygląda na to, że Minister potrzebował go do mostu, na którym mieli wylądować, uniemożliwiając mi omówienie treści mojego raportu, który

słuchać marszałka.

Ale czy jest niespodzianka dla ministra? Nawet prezydent Wojciechowski podczas jednej ze swoich podróży po kraju odmówił pójścia do miejscowej szlachty na jakąś stację kolejową, bo stawiał na szlem (oficjalnie ogłoszono, że jest chory i śpi). Podczas manewrów wojskowych tylko dobrzy gracze zostali schwytani przez tych, którzy nie umieli grać w brydża. I nawet Walerij Sławek, uchodzący za wybitnego samotnika, pojawiał się też na brydżowych wieczorach Becka. Józef Beck był też ostatnim z wybitnych Piłsudczyków, z którym Sławek rozmawiał przed śmiercią. Panowie nie grali wtedy w brydża, a kilka dni później były premier popełnił samobójstwo.

Od sierpnia do grudnia 1930 r. Józef Beck był wicepremierem w rządzie Piłsudskiego. W grudniu tego roku został wiceministrem spraw zagranicznych. Od listopada 1932 do końca września 1939 był szefem MSZ, zastępując Augusta Zaleskiego. Służył również w Senacie od 1935-1939.

Życie codzienne rodziny Beckovów

Minister i jego żona mieli prawo do mieszkania służbowego i początkowo mieszkali w Pałacu Rachińskich na krakowskim przedmieściu. Były to duże i ciche pokoje, szczególnie odpowiednie dla Józefa, który miał zwyczaj myślenia na nogach. Salon był tak duży, że Minister „mógł swobodnie spacerować”, a potem posiedzieć przy kominku, co bardzo mu się podobało. Sytuacja zmieniła się po odbudowie Pałacu Brühla. Bekowie mieszkali w oficynie pałacu, gdzie pokoje były niewielkie, ale w całości przypominały nowoczesną willę bogacza.

Przemysłowiec warszawski.

Minister wraz z małżonką pełnili szereg funkcji reprezentacyjnych w kraju i za granicą. Były to między innymi udział w różnego rodzaju oficjalnych przyjęciach, przyjęciach i przyjęciach, obecność na wernisażach i akademiach. Jadwiga nie ukrywała, że ​​niektóre z tych obowiązków uważała za niezwykle uciążliwe:

Nie lubiłem bankietów - ani w domu, ani u nikogo - z zapowiedzianymi tańcami. Ze względu na pozycję mojego męża tańczyli mnie gorsi tancerze niż wyżsi dygnitarze. Brakowało im tchu, byli zmęczeni, nie sprawiało im to przyjemności. Ja też. Kiedy w końcu przyszedł czas na dobrych tancerzy, młodszych i szczęśliwszych... Byłam już tak zmęczona i znudzona, że ​​marzyłam tylko o powrocie do domu.

Beck wyróżniał się niezwykłym przywiązaniem do marszałka Józefa Piłsudskiego. Władysław Pobog-Malinowski napisał: Był marszałkiem wszystkiego dla Becka - źródłem wszelkich praw, światopoglądu, nawet religii. Nie było i nie mogło być żadnej dyskusji nad sprawami, w których marszałek kiedykolwiek wydał wyrok.

Wszyscy jednak zgodzili się, że Jadwiga doskonale wywiązuje się ze swoich obowiązków. Starała się, aby wszystko było jak najlepiej, choć pod pewnymi względami nie mogła dorównać poprzednikowi męża:

Kuchnia ministra, ubolewał Laroche, nie miała takiej reputacji jak za czasów Zaleskiego, który był smakoszem, ale uczty były nienaganne, a pani Betzkow nie szczędziła kłopotów.

Laroche, jak na Francuza przystało, narzekał na kuchnię – uważając, że dobrze gotuje się tylko w jego ojczyźnie. Ale (o dziwo) Starzhevsky też miał zastrzeżenia, mówiąc, że indyka z jagodami zbyt często podaje się na przyjęciach ministerialnych – ja jestem zbyt pobłażliwy, żeby często go podawać. Ale taki Goering bardzo lubił indyka; inna sprawa, że ​​Marszałek Rzeszy miał długą listę ulubionych potraw, a głównym warunkiem była odpowiednia obfitość potraw...

Zachowane relacje podkreślają intelekt Jadwigi, która niemal całkowicie poświęciła się reprezentacyjnej stronie życia męża. Z głębi serca, kontynuował Laroche, starała się promować prestiż swojego męża i, co prawda, swojego kraju.

Miała na to wiele możliwości; Patriotyzm i poczucie misji zmusiły Jadwigę do aktywnego udziału we wszelkiego rodzaju działaniach społecznych. Wspierała ona imprezy artystyczne o specyficznie polskim charakterze, takie jak wystawy sztuki ludowej czy haftu, koncerty oraz popularyzację folkloru.

Promocja polskich towarów wiązała się czasem z problemami – jak w przypadku polskiej jedwabnej sukni Jadwigi z Milanówka. Podczas rozmowy z księżniczką Olgą, żoną regenta Jugosławii, minister nagle poczuła, że ​​coś złego dzieje się z jej strojem:

…Miałam nową sukienkę z matowego połyskującego jedwabiu z Milanówka. Nigdy nie przyszło mi do głowy wylądować w Warszawie. Model został wykonany ukośnie. Księżna Olga przywitała mnie w swoim prywatnym salonie, urządzonym lekko i ciepło, pokrytym jasnym perkalem w kwiaty. Niskie, miękkie sofy i fotele. siadam. Krzesło mnie pochłonęło. Co ja zrobię, najdelikatniejszy ruch, nie jestem z drewna, suknia unosi się wyżej i patrzę na kolana. Rozmawiamy. Ostrożnie walczę z sukienką i bezskutecznie. Zalany słońcem salon, kwiaty, gada urocza pani, a to cholerne zbocze odwraca moją uwagę. Tym razem jedwabna propaganda z Milanovka dała się we znaki.

Oprócz imprez obowiązkowych dla przybywających do Warszawy wysokich urzędników, Bekowici urządzali niekiedy zwyczajne spotkania towarzyskie w gronie korpusu dyplomatycznego. Jadwiga wspominała, że ​​oczkiem w jej głowie był piękny szwedzki poseł Bohemann i jego piękna żona. Pewnego dnia ugotowała dla nich obiad, zapraszając również przedstawiciela Rumunii, którego mąż również olśniewał urodą. Ponadto w kolacji wzięli udział Polacy, wybrani ze względu na… urodę swoich żon. Taki wieczór daleki od zwyczajowych surowych spotkań z muzyką, tańcem i bez „poważnych rozmów” był dla uczestników formą relaksu. A zdarzało się, że awaria techniczna mogła dawać dodatkowy stres.

Kolacja dla nowego szwajcarskiego europosła. Piętnaście minut przed upływem terminu w całym Pałacu Rachinskich wyłącza się prąd. Świece są umieszczane na rzepaku. Jest ich wiele, ale salony są ogromne. Wszędzie klimatyczny półmrok. Przewiduje się, że remont potrwa długo. Musisz udawać, że świece, które rzucają tajemnicze cienie i krążą wokół, nie są przypadkiem, ale przeznaczoną ozdobą. Na szczęście nowy poseł ma teraz osiemnaście lat... i docenia piękno słabego oświetlenia. Młodsze panie były zapewne wściekłe, że nie zobaczą szczegółów swoich toalet i uznają wieczór za stracony. Cóż, po kolacji zapaliły się światła.

Podobną opinię wyraził Beckowi jego sekretarz Paweł Starżeniaski, zwracając uwagę na głęboki patriotyzm ministra: Jego żarliwa miłość do Polski i bezwarunkowe oddanie Piłsudskiemu – „największej miłości mego życia” – i tylko jego pamięci i „poleceniom” - należały do ​​najważniejszych cech Becka.

Innym problemem było to, że niemieccy i sowieccy dyplomaci nie byli popularni wśród Polaków. Podobno panie odmówiły tańca z "Schwabem" czy "Kawalerem", nie miały nawet ochoty na rozmowę. Bekovą uratowały żony młodszych urzędników MSZ, które zawsze chętnie iz uśmiechem wykonywały jej polecenia. Z Włochami sytuacja była odwrotna, bo panie je oblegały i trudno było namówić gości do rozmowy z panami.

Jednym z najbardziej uciążliwych obowiązków pary duszpasterskiej była obecność na modnych wówczas herbatkach. Spotkania odbywały się w godzinach od 17:19 do XNUMX:XNUMX i nosiły angielską nazwę „queers”. Beckowie nie mogli ich zignorować, musieli pojawić się w towarzystwie.

Siedem dni w tygodniu, niedziela jest zabroniona, czasem nawet sobota - wspomina Jadwiga. - Korpus dyplomatyczny i "wyjściowa" Warszawa liczyły setki ludzi. Herbatki można było podawać raz w miesiącu, ale wtedy – bez skomplikowanej księgowości – nie dałoby się ich odwiedzić. Trzeba się odnaleźć w głowie albo w kalendarzu: gdzie i na czyim miejscu jest drugi wtorek po piętnastego, pierwszy piątek po siódmym. W każdym razie będzie kilka dni i kilka „herbatek” każdego dnia.

Oczywiście przy napiętym kalendarzu popołudniowa herbata była obowiązkiem. Strata czasu, „brak zabawy”, po prostu „męka”. I ogólnie, jak odnosić się do ulotnych wizyt, w ciągłym pośpiechu, by złapać kolejną popołudniową przekąskę?

Wchodzisz, wypadasz, tu uśmiech, tam słowo, serdeczny gest czy po prostu długie spojrzenie na zatłoczone salony i – na szczęście – zazwyczaj nie ma czasu i rąk na odświeżenie się herbatą. Bo masz tylko dwie ręce. Zwykle jeden trzyma papierosa, a drugi cię wita. Nie mogę palić przez jakiś czas. Nieustannie wita się uściskami dłoni, zaczyna żonglować: filiżanką wrzącej wody, spodkiem, łyżeczką, talerzem z czymś, widelcem, często szklanką. Tłok, upał i gwar, a raczej rzucanie zdań w przestrzeń.

Był i chyba istnieje wyśmienity zwyczaj wchodzenia do salonu w futrze lub płaszczu. Może został wymyślony, aby uprościć szybkie wyjście? W pomieszczeniach ogrzanych ludźmi i paliwem ćwierkają od niechcenia zarumienione damy z płonącymi nosami. Był też pokaz mody, skrupulatnie sprawdzający kto ma nową czapkę, futro, płaszcz.

Czy dlatego panie wchodziły do ​​sal w futrach? Panowie zdjęli płaszcze, najwyraźniej nie chcąc pokazywać nowych. Jadwiga Beck wręcz przeciwnie nauczyła się, że niektóre panie wiedzą, jak przyjść o piątej i leczyć je aż do śmierci. Taki tryb życia spodobał się wielu warszawskim kobietom.

Na spotkaniach popołudniowych oprócz herbaty (często z rumem) podawano ciastka i kanapki, a część gości zostawała na obiady. Serwowano go hojnie, często zamieniając spotkanie w noc taneczną. Stało się to tradycją – wspominała Jadwiga Beck – po moich imprezach 5×7 zatrzymałem na wieczór kilka osób. Czasami też obcokrajowcy. (…) Po obiedzie włączyliśmy płyty i trochę potańczyliśmy. Na obiad nie było lemoniady i wszyscy byliśmy szczęśliwi. Caballero [wysłannik argentyński – przypis S.K.] założył ponure wiszące tango i zapowiedział, że pokaże – solo – jak tańczą w różnych krajach. Krzyczeliśmy ze śmiechu. Do śmierci nie zapomnę, jak po okrzyku „en Pologne” zaczął tango od „bang”, gołąbków, ale z tragiczną miną. Zapowiadany jest uścisk nieistniejącego partnera. Gdyby tak było, tańczyłaby ze złamanym kręgosłupem.

Poseł argentyński miał niezwykłe poczucie humoru, dalekie od surowego świata dyplomacji. Kiedy pojawił się na warszawskim dworcu, żeby pożegnać się z Laroche'em, jako jedyny nie przyniósł ze sobą kwiatów. W zamian wręczył dyplomacie znad Sekwany wiklinowy kosz na kwiaty, których było w ogromnej ilości. Przy innej okazji postanowił zrobić niespodziankę swoim warszawskim przyjaciołom. Zaproszony na jakąś uroczystość rodzinną, kupił prezenty dla dzieci właścicieli i wszedł do mieszkania, wręczając pokojówce wierzchnie ubranie.

Jadwiga Beck uczestniczyła w najważniejszych spotkaniach i wydarzeniach dyplomatycznych. Była też bohaterką wielu anegdot i gaf, które częściowo opisała w swojej autobiografii. Organizatorka wystaw przekładów literatury polskiej na języki obce, za co otrzymała Srebrną Akademię Literatury przyznawaną przez Akademię Literatury.

[Potem] włożył czapkę kotylonową, odwiesił bęben, włożył fajkę do ust. Znając rozkład mieszkania, wczołgał się na czworakach, podskakując i trąbiąc, do jadalni. Mieszkańcy usiedli przy stole i zamiast oczekiwanego śmiechu rozmowy się urwały i zapadła cisza. Nieustraszony Argentyńczyk latał wokół stołu na czworakach, natarczywie trąbiąc i bębniąc. W końcu zaskoczyła go ciągła cisza i bezruch obecnych. Wstał, zobaczył wiele przerażonych twarzy, ale należących do ludzi, których nie znał. Po prostu pomylił się z podłogami.

Podróż, podróż

Jadwiga Beck była osobą stworzoną do reprezentacyjnego stylu życia – predysponowała ją do tego znajomość języków, obyczajów i wyglądu. Poza tym miała odpowiednie cechy charakteru, była roztropna i nie ingerowała w żaden sposób w sprawy zagraniczne. Protokół dyplomatyczny wymagał od niej udziału w zagranicznych wizytach męża, czego zawsze pragnęła. I z czysto kobiecych powodów nie lubiła samotnych wędrówek męża, gdyż na dyplomatów czyhały różne pokusy.

To kraj bardzo pięknych kobiet - opisał Starzewski podczas swojej oficjalnej wizyty w Rumunii - z szeroką gamą typów. Na śniadaniu lub kolacji ludzie siedzieli obok luksusowych ciemnowłosych i ciemnookich piękności lub blond blondynek o greckich profilach. Atmosfera była luźna, panie mówiły doskonale po francusku i nic, co ludzkie, nie było im obce.

Chociaż pani Beck była prywatnie bardzo miłą osobą i nie lubiła sprawiać niepotrzebnych kłopotów, podczas oficjalnych wizyt udawało jej się ośmieszyć służbą w polskich instytucjach. Ale wówczas w grę wchodził prestiż państwa (a także jej męża), a ona nie miała wątpliwości w takich sytuacjach. Wszystko musi być w idealnym porządku i działać bez zarzutu.

Czasami jednak sytuacja była dla niej nie do zniesienia. W końcu była kobietą i to bardzo elegancką kobietą, która potrzebowała odpowiedniego otoczenia. A wyrafinowana dama nie wyskoczy nagle rano z łóżka i za kwadrans nie spojrzy prosto!

Włoska granica przechodziła nocą - tak opisywano oficjalną wizytę Becka we Włoszech w marcu 1938 r. - O świcie - dosłownie - Mestre. Śpię. Budzi mnie przerażona pokojówka, że ​​do pociągu jest tylko kwadrans i „minister prosi, żeby pan natychmiast poszedł do salonu”. Co się stało? Podestà (burmistrz) Wenecji został poinstruowany, aby osobiście wręczyć mi kwiaty wraz z biletem powitalnym Mussoliniego. O świcie... oni są szaleni! Muszę się ubrać, uczesać, umalować, porozmawiać z Podestą, a wszystko to w piętnaście minut! Nie mam czasu i nie myślę o wstawaniu. Zwracam pokojówkę, której tak mi przykro

ale mam szaloną migrenę.

Później Beck miał pretensje do żony – najwyraźniej zabrakło mu wyobraźni. Jaka kobieta, nagle obudzona, mogła przygotować się w takim tempie? A pani dyplomaty reprezentująca jej kraj? Migrena pozostała, świetna wymówka, a dyplomacja była elegancką globalną tradycją kultywacyjną. W końcu migreny były normalne w takim środowisku.

Jednym z humorystycznych akcentów pobytu nad Tybrem były problemy z nowoczesnym wyposażeniem Villa Madama, w której przebywała polska delegacja. Przygotowania do oficjalnego bankietu w polskiej ambasadzie wcale nie były łatwe, a minister trochę stracił nerwy.

Zapraszam do kąpieli. Moja sprytna Zosia z zakłopotaniem mówi, że długo szuka i nie może znaleźć kranów w łazience. Który? Wchodzę do chińskiej pagody z futrem wielkiego niedźwiedzia polarnego na podłodze. Wanny, żadnych śladów i nie ma to jak łazienka. W pokoju wznosi się malowany rzeźbiony blat, jest wanna, brak kranów. Obrazy, rzeźby, misterne latarnie, dziwne skrzynie, skrzynie roją się od wściekłych smoków, nawet na lustrach, ale nie ma kranów. Co do cholery? Szukamy, błądzimy po omacku, przenosimy wszystko. Jak prać?

Lokalny serwis wyjaśnił problem. Były oczywiście dźwigi, ale w ukrytym schowku, do którego trzeba było się dostać za pomocą niewidocznych przycisków. Łazienka Becka nie sprawiała już takich problemów, choć wyglądała nie mniej oryginalnie. Po prostu przypominało wnętrze dużego starożytnego grobowca z sarkofagiem w wannie.

Jako minister spraw zagranicznych Józef Beck pozostał wierny przekonaniu marszałka Piłsudskiego, że Polska powinna zachować równowagę w stosunkach z Moskwą i Berlinem. Podobnie jak on był przeciwny udziałowi PP w układach zbiorowych, które jego zdaniem ograniczały swobodę polskiej polityki.

Jednak prawdziwą przygodą była wizyta w Moskwie w lutym 1934 roku. Polska ociepliła się w stosunkach z niebezpiecznym sąsiadem; dwa lata wcześniej parafowano polsko-radziecki pakt o nieagresji. Inna sprawa, że ​​oficjalna wizyta szefa naszej dyplomacji na Kremlu była zupełną nowością we wzajemnych kontaktach, a dla Jadwigi podróżą w nieznane, w świat zupełnie jej obcy.

Po sowieckiej stronie, w Niegorełoje, wsiedliśmy do pociągu szerokotorowego. Stare wagony są bardzo wygodne, z rozłożonymi już sprężynami. Przed tą wojną Salonka należała do jakiegoś wielkiego księcia. Jego wnętrze utrzymane było w ściśle zaprawionej stylistyce najstraszniejszego stylu modernistycznego. Aksamit spływał po ścianach i pokrywał meble. Wszędzie widać pozłacane rzeźby w drewnie i metalu, wplecione w konwulsyjne sploty stylizowanych liści, kwiatów i winorośli. Taki był wystrój brzydkiej całości, ale łóżka były bardzo wygodne, pełne kołder i puchowej i cienkiej bielizny. Duże przedziały sypialne wyposażone są w staromodne umywalki. Porcelana jest piękna jak widok - usiana wzorami, złoceniami, misternymi monogramami i ogromnymi koronami na każdym elemencie. Różne umywalki, dzbanki, mydelniczki itp.

Sowiecka kolej utrzymywała aż do absurdu tajemnicę państwową. Zdarzyło się nawet, że kucharka odmówiła podania pani Beck przepis na herbatniki podawane do herbaty! I to było ciastko, które zrobiła jej babcia, skład i zasady pieczenia już dawno zostały zapomniane.

Oczywiście podczas wyjazdu członkowie polskiej delegacji nie próbowali rozmawiać na poważne tematy. Dla wszystkich członków wyprawy było jasne, że samochód jest pełen urządzeń podsłuchowych. Jednak zaskoczeniem było zobaczyć kilku bolszewickich dygnitarzy - wszyscy mówili doskonale po francusku.

Ciekawe było spotkanie na moskiewskim dworcu, zwłaszcza zachowanie Karola Radka, którego Becks znał z wizyt w Polsce:

Wysiadamy z rozpalonego do czerwoności samochodu, który od razu mocno ściska mróz i zaczynamy się witać. Dostojnicy na czele z komisarzem ludowym Litwinowem. Długie buty, futra, papachos. Grupa pań skulona w kolorowych czapkach, szalikach i rękawiczkach. Czuję się jak Europejka... Mam ciepłą, skórzaną i elegancką - ale czapkę. Szalik z pewnością nie jest również wykonany z przędzy. Powitanie i szaloną radość z mojego przyjazdu formułuję po francusku, staram się też zapamiętać je po rosyjsku. Nagle – jak wcielenie diabła – Radek szepcze mi do ucha głośno:

- Zacząłem ci gawaritie po francusku! Wszyscy jesteśmy polskimi Żydami!

Józef Beck przez wiele lat zabiegał o porozumienie z Londynem, który zgodził się na nie dopiero w marcu-kwietniu 1939 r., kiedy stało się oczywiste, że Berlin nieodwołalnie zmierza ku wojnie. Sojusz z Polską był obliczony na zamiary polityków brytyjskich, by powstrzymać Hitlera. Na zdjęciu: wizyta Becka w Londynie, 4 kwietnia 1939 r.

Wspomnienia Jadwigi z Moskwy momentami przypominały typową propagandową opowieść. Jej opis panującego zastraszania był prawdopodobnie prawdziwy, choć mogła to dodać później, znając już historię stalinowskich czystek. Jednak informacje o głodujących dygnitarzach sowieckich są raczej propagandą. Najwyraźniej sowieccy dygnitarze wieczorami w polskiej misji zachowywali się tak, jakby tydzień temu nic nie jedli:

Kiedy na stołach dosłownie zostają kości na talerzach, opakowania po ciastach i kolekcja pustych butelek, goście się rozchodzą. Nigdzie bufety nie są tak popularne jak w Moskwie i nikogo nie trzeba zapraszać do jedzenia. Jest ona zawsze obliczana jako trzykrotna liczba zaproszonych osób, ale to zwykle nie wystarcza. Głodni ludzie - nawet dygnitarze.

Celem jego polityki było utrzymanie pokoju na tyle długo, aby Polska mogła przygotować się do wojny. Ponadto chciał zwiększyć podmiotowość kraju w ówczesnym systemie międzynarodowym. Doskonale zdawał sobie sprawę z niekorzystnej dla Polski zmiany sytuacji gospodarczej na świecie.

Naród radziecki może nie ma dobrego gustu, może mieć złe maniery, ale jego dygnitarze nie głodują. Nawet Jadwidze podobało się śniadanie serwowane przez sowieckich generałów, na którym siedziała obok Woroszyłowa, którego uważała za komunistę z krwi i kości, idealistę i idealistę na swój sposób. Przyjęcie dalekie było od protokołu dyplomatycznego: był hałas, głośny śmiech, nastrój serdeczny, beztroski… A jakżeby mogło być inaczej, bo jak na wieczór w operze, gdzie korpus dyplomatyczny ubrany był zgodnie z wymogami etykiety, sowieccy dygnitarze przyszli w marynarkach, a większość z nich jest na szczycie?

Jednak trafną obserwacją była jej relacja z moskiewskich przygód jej służącego męża. Ten człowiek błąkał się samotnie po mieście, nikt się nim specjalnie nie interesował, więc poznał miejscową praczkę.

Mówił po rosyjsku, odwiedzał ją i wiele się nauczył. Po powrocie słyszałem, jak mówił naszej służbie, że gdyby był ministrem spraw wewnętrznych w Polsce, zamiast go aresztować, wysłałby wszystkich polskich komunistów do Rosji. Wrócą, według jego słów, na zawsze wyleczeni z komunizmu. I chyba miał rację...

Ostatni przedwojenny francuski ambasador w Warszawie, Léon Noël, nie skąpił krytyki Becka.

pochwały – gdy napisał, że minister jest bardzo mądry, umiejętnie i niezwykle szybko opanował pojęcia, z którymi miał styczność. Miał doskonałą pamięć, nie potrzebował najmniejszej nuty, aby zapamiętać podane mu informacje lub przedstawiony tekst ... [miał] myśl, zawsze czujną i żywą, bystry dowcip, zaradność, wielką samokontrolę, głęboko zaszczepił roztropność, miłość do niej; „Nerw państwowy”, jak to nazwał Richelieu, i konsekwencja w działaniu… Był niebezpiecznym partnerem.

Opinie

O Jadwidze Beck krążyły różne historie; Uważano ją za snobkę, twierdzono, że pozycja i pozycja jej męża odwróciły jej głowę. Szacunki były bardzo zróżnicowane i z reguły zależały od stanowiska pisarza. Pani Minister nie mogło zabraknąć we wspomnieniach Ziminskiej, Krzhivitskiej, Pretender, pojawia się ona także w Pamiętnikach Nałkowskiej.

Irena Krzhivitskaya przyznała, że ​​Jadwiga i jej mąż oddali jej nieocenione usługi. Ścigał ją zalotnik, być może nie do końca zrównoważony psychicznie. Oprócz złośliwych telefonów (m.in. do warszawskiego ZOO w sprawie wywiezienia przez Krzywickich małpy), posunął się nawet do grożenia synowi Ireny. I chociaż Krzhivitskaya dobrze znała jego dane osobowe, policja nie przyjęła sprawy - odmówiono jej nawet założenia podsłuchu w jej telefonie. A potem Krzywicka poznała Becka i jego żonę na sobotniej herbatce Boy's.

Rozmawiając o tym wszystkim z Chłopcami, nie podałem swojego imienia, ale narzekałem, że nie chcą mnie słuchać. Po chwili rozmowa potoczyła się w innym kierunku, bo ja też chciałam uciec od tego koszmaru. Następnego dnia podszedł do mnie dobrze ubrany oficer i w imieniu „ministra” wręczył mi bukiet róż i ogromne pudełko czekoladek, po czym grzecznie poprosił, abym mu o wszystkim zdała relację. Przede wszystkim zapytał, czy chcę, aby ordynans od tej pory chodził z Piotrem. Odmówiłem ze śmiechem.

Ponownie poprosiłem o podsłuchanie i znowu nie było odpowiedzi. Oficer nie zapytał mnie, czy mam jakieś podejrzenia, a po kilku minutach rozmowy zasalutował i wyszedł. Od tego momentu szantaż telefoniczny skończył się raz na zawsze.

Jadwidze Beck zawsze zależało na dobrej opinii męża, a pomoc popularnemu dziennikarzowi mogła przynieść tylko zysk. Ponadto urzędnicy państwowi zawsze starali się utrzymywać dobre relacje ze środowiskiem kreatywnym. A może Jadwiga jako matka rozumiała stanowisko Krzywickiej?

Zofia Nałkowska (jak na nią przystało) zwracała baczną uwagę na wygląd Jadwigi. Po przyjęciu w Pałacu Raczyńskich zauważyła, że ​​minister jest szczupły, estetyczny i bardzo aktywny, a Bekka uważa go za idealnego pomocnika. To ciekawa obserwacja, bo szef polskiej dyplomacji generalnie cieszył się najlepszą opinią. Choć Nałkowska regularnie bywała na herbatkach czy kolacjach u Becksów (jako wiceprezes Polskiej Akademii Literatury), nie mogła ukryć niesmaku, gdy ta honorowa instytucja przyznała ministrowi Srebrny Laur. Oficjalnie Jadwiga otrzymała nagrodę za wybitną pracę organizacyjną w dziedzinie beletrystyki, ale instytucje artystyczne są wspierane przez państwowe dotacje, a takie gesty wobec rządzących są na porządku dziennym.

Oceniając politykę Becka z jesieni 1938 r., trzeba mieć na uwadze takie realia: Niemcy, mając roszczenia terytorialne i polityczne wobec sąsiadów, chciały je zrealizować jak najmniejszym kosztem – czyli za zgodą mocarstw, Francji , Anglia i Włochy. Osiągnięto to przeciwko Czechosłowacji w październiku 1938 roku w Monachium.

Pastor był często uważany za człowieka ponad tłumem zwykłych śmiertelników. Zachowanie Jadwigi w Juracie, gdzie każdego roku spędzała z mężem kilka letnich tygodni, wywołało szczególnie złośliwe komentarze. Minister był często wzywany do Warszawy, ale jego żona w pełni korzystała z udogodnień ośrodka. Magdalena Pretendentka widywała ją regularnie (Kosakowowie mieli daczę w Juracie), gdy spacerowała w zawrotnym kostiumie plażowym w otoczeniu swojego podwórka, czyli córki, bony i dwóch dzikich rasowych psów. Podobno nawet raz urządziła psią imprezę, na którą zaprosiła przyjaciół ze zwierzakami udekorowanymi dużymi kokardami. Na podłodze willi rozłożono biały obrus, a na nim w miseczkach ustawiono ulubione przysmaki rasowych kundli. Były nawet banany, czekolada i daktyle.

5 maja 1939 r. minister Józef Beck wygłosił w Sejmie słynne przemówienie w odpowiedzi na zerwanie przez Adolfa Hitlera polsko-niemieckiego paktu o nieagresji. Przemówienie wywołało długie oklaski posłów. Społeczeństwo polskie również przyjęło ją z entuzjazmem.

Pretendentka spisała swoje wspomnienia na początku XX wieku, w czasach stalinowskich, ale nie można wykluczyć ich autentyczności. Beckowie stopniowo tracili kontakt z rzeczywistością; ich stała obecność w świecie dyplomacji nie służyła dobrze ich poczuciu własnej wartości. Czytając wspomnienia Jadwigi, trudno nie zauważyć sugestii, że obie były największymi ulubieńcami Piłsudskiego. Pod tym względem nie był odosobniony; postać dowódcy rzutowana jest na współczesnych. Przecież nawet Henryk Jabłoński, przewodniczący Rady Państwa w PRL-u, musiał być zawsze dumny z osobistej rozmowy z Piłsudskim. I podobno jako młody student, biegnąc korytarzem Wojskowego Instytutu Historycznego, natknął się na starca, który chrząknął na niego: strzeż się, draniu! To był Piłsudski i to była cała rozmowa...

tragedia rumuńska

Józef Beck wraz z żoną opuścili Warszawę na początku września. Ewakuowani wraz z rządem przenieśli się na wschód, ale zachowały się niezbyt pochlebne informacje o ich zachowaniu w pierwszych dniach wojny.

Wyglądając przez okno - wspominała Irena Krzhivitskaya, która mieszkała wówczas w pobliżu ich mieszkania - widziałem też dość skandaliczne rzeczy. Na samym początku rząd ciężarówek przed willą Becka i żołnierze wiozą prześcieradła, jakieś dywany i zasłony. Te ciężarówki wyjechały, załadowane, nie wiem gdzie i po co, najwyraźniej śladami Becky.

Czy to prawda? Mówiono, że minister wywiózł z Warszawy ogromną ilość złota wszytego w kombinezon lotniczy. Jednak biorąc pod uwagę dalsze losy Beków, a zwłaszcza Jadwigi, wydaje się to wątpliwe. Z pewnością nie odebrało mu to takiego bogactwa, jak Marta Tomasz-Zaleska, partnerka Śmigłego. Zaleska żyła w luksusie na Riwierze przez kilkanaście lat, sprzedawała też pamiątki narodowe (m.in. szablę koronacyjną Augusta II). Inna sprawa, że ​​pani Zaleska zginęła w 1951 r., a pani Bekova w XNUMX r., a wszelkie środki finansowe mają swoje granice. A może w wojennej zawierusze gdzieś przepadły kosztowności wywiezione z Warszawy? Prawdopodobnie już nigdy tego nie wyjaśnimy, a niewykluczone, że historia Krzywickiej jest zmyślona. Wiadomo jednak, że Bekovowie w Rumunii byli w fatalnej sytuacji materialnej.

Inna sprawa, że ​​gdyby nie wybuchła wojna, związek Jadwigi i Marty Thomas-Zaleskiej mógłby się ciekawie rozwinąć. Śmigły miał zostać prezydentem RP w 1940 roku, a Marta pierwszą damą RP.

A była osobą o trudnym charakterze, a Jadwiga wyraźnie pretendowała do roli numer jeden wśród żon polskich polityków. Konfrontacja między dwiema damami byłaby raczej nieunikniona...

W połowie września polskie władze znalazły się w Kutach na granicy z Rumunią. I stąd nadeszły wieści o sowieckiej inwazji; skończyła się wojna, zaczęła się katastrofa na niespotykaną dotąd skalę. Postanowiono opuścić kraj i kontynuować walkę na zesłaniu. Mimo wcześniejszych porozumień z rządem Bukaresztu władze rumuńskie internowały polskich dygnitarzy. Zachodni sojusznicy nie protestowali – było im wygodnie; już wtedy planowano współpracę z politykami z obozu wrogiego ruchowi sanacyjnemu.

Bolesławowi Wieniawie-Dlugoszowskiemu nie pozwolono zostać następcą prezydenta Mościckiego. Ostatecznie obowiązki głowy państwa przejął Władysław Rachkiewicz – 30 września 1939 r. gen. Felicjan Sławoj-Skladkowski podał się do dymisji z gabinetu ministrów zgromadzonego w Staniczu-Mołdawii. Józef Beck stał się osobą prywatną.

Państwo Beckov (z córką Jadwigą) byli internowani w Braszowie; tam byłemu ministrowi pozwolono odwiedzić (pod strażą) dentystę w Bukareszcie. Na początku lata zostali przeniesieni do Dobroseti nad jeziorem Sangov niedaleko Bukaresztu. Początkowo byłemu ministrowi nie pozwolono nawet opuścić małej willi, w której mieszkali. Czasami po ostrych interwencjach otrzymywali pozwolenie na pływanie łodzią (oczywiście pod strażą). Józef słynął z zamiłowania do sportów wodnych i miał pod oknem duże jezioro…

W maju 1940 r. na posiedzeniu rządu polskiego w Angers Władysław Sikorski zaproponował wjazd do Francji części członków ostatniego gabinetu II RP. Profesor Kot zaproponował Skladkowskiego i Kwiatkowskiego (założyciela Gdyni i Centralnego Okręgu Przemysłowego), a August Zaleski (który ponownie objął urząd ministra spraw zagranicznych) nominował swojego poprzednika. Wyjaśnił, że Rumunia znajduje się pod silną presją Niemiec i że naziści mogą zabić Becka. Protest wyraził Jan Stańczyk; ostatecznie powołano specjalną komisję do zajęcia się tym tematem. Jednak dwa dni później Niemcy zaatakowały Francję i wkrótce sojusznik padł pod ciosami nazistów. Po ewakuacji władz polskich do Londynu temat już nie powrócił.

W październiku Józef Beck próbował uciec z internowania – podobno chciał przedostać się do Turcji. Złapany, spędził kilka dni w brudnym więzieniu, potwornie pogryziony przez owady. Władze rumuńskie podobno zostały poinformowane o planach Becka przez rząd Sikorskiego, poinformowany przez lojalnego polskiego emigranta...

Bekov przeniósł się do willi na przedmieściach Bukaresztu; tam były minister miał prawo chodzić pod ochroną policjanta. Wolny czas, a miał go dużo, poświęcał na pisanie pamiętników, budowanie modeli drewnianych statków, dużo czytał i grał w swojego ulubionego brydża. Jego stan zdrowia systematycznie się pogarszał – latem 1942 roku zdiagnozowano u niego zaawansowaną gruźlicę gardła. Dwa lata później, w związku z alianckimi nalotami na Bukareszt, Bekov został przeniesiony do Stanesti. Osiedlili się w pustej, dwuizbowej wiejskiej szkole zbudowanej z gliny (!). Tam były minister zmarł 5 czerwca 1944 r.

Jadwiga Beck przeżyła męża o prawie 30 lat. Po śmierci męża, którego pochowano z honorami wojskowymi (do czego pani Beck bardzo aspirowała – zmarły był posiadaczem wysokich rumuńskich odznaczeń), wyjechała z córką do Turcji, następnie pracowała w Czerwonym Krzyżu z Polskim armia w Kairze. Po wkroczeniu aliantów do Włoch przeniosła się do Rzymu, korzystając z gościnności swoich włoskich przyjaciół. Po wojnie mieszkała w Rzymie i Brukseli; przez trzy lata była kierownikiem magazynu w Kongo Belgijskim. Po przybyciu do Londynu, jak wielu polskich emigrantów, zarabiała na życie jako sprzątaczka. Nigdy jednak nie zapomniała, że ​​jej mąż był członkiem ostatniego rządu wolnej Polski i zawsze walczyła o swoje prawa. I często wychodził z tego jako zwycięzca.

Ostatnie miesiące życia spędził we wsi Stanesti-Cirulesti, niedaleko stolicy Rumunii. Chory na gruźlicę zmarł 5 czerwca 1944 r. i został pochowany w jednostce wojskowej cmentarza prawosławnego w Bukareszcie. W 1991 r. jego prochy przewieziono do Polski i pochowano na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie.

Kilka lat później ze względów zdrowotnych musiała rzucić pracę i zostać z córką i zięciem. Przygotowywała do publikacji pamiętniki męża („Ostatni raport”) i pisała do emigranta „Literatura literacka”. Spisała także własne wspomnienia z czasów, gdy była żoną ministra spraw zagranicznych („Kiedy byłam Waszą Ekscelencją”). Zmarła w styczniu 1974 roku i została pochowana w Londynie.

To, co było charakterystyczne dla Jadwigi Betskovoy, jak napisali jej córka i zięć we wstępie do swoich pamiętników, to niesamowity upór i odwaga obywatelska. Odmówiła posługiwania się jednorazowymi jednorazowymi dokumentami podróży i interweniując bezpośrednio w sprawy ministrów spraw zagranicznych, dopilnowała, aby urzędy konsularne Belgii, Francji, Włoch i Wielkiej Brytanii dołączały jej wizy do starego paszportu dyplomatycznego RP.

Do końca pani Beck czuła się jak ekscelencja, wdowa po ostatnim ministrze spraw zagranicznych II RP…

Dodaj komentarz