Jak uniknąć wypadku na początku zimy
Przydatne wskazówki dla kierowców

Jak uniknąć wypadku na początku zimy

Najbardziej awaryjny czas w roku przypada poza sezonem, zwłaszcza gdy jesień przechodzi w zimę. To wtedy gwałtownie wzrasta prawdopodobieństwo spowodowania wypadku, nawet jeśli nie z własnej winy ...

LOTY LETNIE

Koniec jesieni i początek zimy to bardzo przydatny czas dla tych, którzy zamierzają spokojnie i bezpiecznie jeździć swoim samochodem aż do wiosny. To na pierwszym lodzie od dłuższego czasu większość „pilotów”, którzy nie wiedzą, jak przebudować na trudniejsze warunki drogowe, pozostaje bez samochodu. Najbardziej nieprzewidywalnym niebezpieczeństwem na drodze na początku zimy są ci, którzy lubią ciągnąć do końca ze zmianą gumy. Dla tych ludzi z reguły głęboka zima przychodzi nagle. A mróz „nagle” ustawia się na 10 stopni, a niektórzy wrogowie „nieoczekiwanie” włączają opady śniegu. Tacy kierowcy zdają się być nieświadomi istnienia Centrum Hydrometeorologicznego, a zdrowy rozsądek i instynkt samozachowawczy najwyraźniej zanikły.

Szczególnie nieprzyjemne jest to, że spotkanie z taką postacią jest możliwe wszędzie - zarówno na autostradzie, jak iw miejskim korku. Niewyrażalne uczucie, gdy stoisz na światłach, patrzysz w lusterko wsteczne i obserwujesz szybkie podejście wzdłuż już balistycznej trajektorii, na przykład „klasycznej” Zhiguli. Kilka sekund, cios i koniec podróży - przeciąganie zaczyna się od oczekiwania inspektora policji drogowej i rejestracji wypadku. Nawiasem mówiąc, nie mniej niebezpieczne są nie tylko samochody na letnich kołach, ale także „ekonomiści” przez cały sezon. Szczególnie wiele z nich zdobywa się za kierownicą różnych „jeepów”. Podejście: „po co mi opony zimowe, skoro mam napęd na wszystkie koła” wysłało wielu dumnych właścicieli UAZ Patriota, Toyoty Land Cruiser i innych Mitsubishi L200 do rowu.

NAJLEPSZY WRÓG DOBREGO

Nie mniej niebezpieczni na pograniczu jesieni i zimy, paradoksalnie, i własnej przezorności. Zwłaszcza jeśli w pogoni za większym bezpieczeństwem na oblodzonych drogach zdecydujesz się na opony z kolcami. Zazwyczaj już pierwsze mrozy ciągną do sklepów z oponami ogromne rzesze cierpiących. A po kilku dniach zima ustępuje i na długo zapanuje słabo plus deszczowa pogoda. To tutaj kolce zamieniają się w prawdziwych zdrajców. Samochód na oponach z kolcami na mokrej nawierzchni zwalnia szczerze mówiąc gorzej niż na oponach bez kolców. Prawie tak samo jak na rzepy na gładkim lodzie - jest spowolnienie, ale oczywiście nie jak opony letnie w tych samych warunkach.

Jeśli nie jesteś gotowy, aby wziąć tę okoliczność pod uwagę w codziennej jeździe, lepiej postawić samochód na żart - przed nadejściem normalnej zimy z opadami śniegu, lodem i mrozem. Co więcej, na drogach jest wystarczająco dużo „nabijanych” ludzi, takich jak ty.

Dodatkową „niespodzianką” dla kierowców o nieuleczalnie letnim stylu jazdy są śnieżno-lodowe koleiny na chodniku, które pojawiają się po intensywnych opadach deszczu. Amatorscy „Schumacherowie” nie zwracają uwagi na to zjawisko natury, kiedy z przyzwyczajenia ostro manewrują między pasami ruchu. W rezultacie, jak można było przewidzieć, są one przenoszone po ośnieżonych bokach toru, a następnie „kule ognia” lecą – niektóre do rowu, niektóre do sąsiadów w dole rzeki, a niektóre na nadjeżdżający pas.

SPOTKANIE W ŚLEPIE

Kolejną nieprzyjemną okolicznością jest to, że jesienią i zimą wcześnie robi się ciemno. Na początku zimnej pory roku na zewnątrz jest zwykle błoto pośniegowe. Widoczność jest znacznie ograniczona. A dla kierowców, którzy jeszcze tak naprawdę nie przyzwyczaili się do prawie ciągłej jazdy nocą, albo spada widzenie peryferyjne, albo coś innego. Ale na przykład niezauważenie reflektorów przecinającego się samochodu na skrzyżowaniu staje się niemal normą. A pieszych w tym czasie, zwłaszcza gdy śnieg tak naprawdę jeszcze nie leży, staje się niezwykle trudny do zauważenia. Wydaje się, że nic nie zmusza ich do noszenia elementów odblaskowych na ubraniach. Do ostatniej chwili łączą się z otaczającą rzeczywistością, a potem nagle wyskakują w światło twoich reflektorów. Ponadto pobocza w tym czasie stają się wiotkie od wilgoci, a „pieszy”, niczym dżdżownice podczas deszczu, woli poruszać się po drogach asfaltowych. A jeśli potrącisz taką osobę nawet poza przejściem dla pieszych, to sporo kłopotów na najbliższe (przynajmniej) miesiące gwarantowane. Tym samym tymczasowe zatrzymanie samochodu jest najlepszym sposobem na uniknięcie spotkania na drodze z „niewidomym” współkierowcą lub „przebranym” samobójczym pieszym.

Dodaj komentarz