Husqvarnę TE 310
Jazda próbna MOTO

Husqvarnę TE 310

Hell's Gate, szalony wyścig enduro w sercu toskańskich wzgórz, który od trzech lat ekscytuje mnie jako fana enduro, wydawał się słuszny. To prawda, że ​​mógłby zrobić dobry test nawet bez wyścigu, a może w wyścigu amatorskim, ale sprawdzenie, co potrafi człowiek i maszyna w najbardziej ekstremalnych warunkach, jest jak magnes. Zwłaszcza jeśli możesz konkurować z Miranem Stanovnikiem i światową elitą sportu enduro. Oczywiście, żeby zobaczyć, jaka jest różnica między tobą a „zawodowcem”.

I tak się stało. Budzik w telefonie obudził mnie o tej cholernie wczesnej porze w sobotni poranek i (przyznaję), rzeczywiście tak było, ale byłem w naprawdę złym humorze i powiedziałem sobie, że nigdy nie pojadę na wyścig, na którym muszę się dostać wstać o piątej rano.

Husqvarna czekała na mnie z pozostałymi 77 samochodami wyścigowymi, co nie był zbyt przyjemnym dniem. Miran startował tą samą Husqvarną w zupełnych ciemnościach (czasami to nie jest takie wspaniałe, jeśli jesteś dobry i dają ci wysoki numer startowy 11), a mój start powitało już słońce.

XNUMX-latek zaryczał już przy pierwszym naciśnięciu przycisku rozrusznika elektrycznego, a po krótkiej rozgrzewce tor już ostro skręcał pod górę w stronę testu prędkości.

Jeszcze tylko wyjaśnienie, żeby wyścig był bardziej zrozumiały: rano odbyło się klasyczne enduro z czterema etapami i dwoma punktami kontrolnymi oraz próbą prędkości, a po południu ekstremalne enduro bez testów prędkości, niczym wyścig motocrossowy z czterema przejazdami w najtrudniejszym terenie.

Husqvarna i ja dobrze wystartowaliśmy i nawet po minięciu pierwszej dużej przeszkody, która wyglądała na trudną (stroma i szeroka wspinaczka po dużych skałach), po prostu przelecieliśmy. Okazało się. Doskonała moc, wysokiej jakości zawieszenie enduro i doskonały moment obrotowy, a jednocześnie dzięki konstrukcji o pojemności 250 cmXNUMX. Zobacz, pozostaje wystarczająco lekki, aby szybko zmienić kierunek, co jest idealne dla wymagającego technicznie enduro!

Zabawa jednak się skończyła, gdy kierowcy przede mną utknęli na wąskim odcinku. Puść koncentrację, nie możesz znaleźć właściwej linii pokonywania przeszkód i jesteśmy już tam, gdzie żaden zawodnik enduro nie chciałby być, pośrodku zbocza pełnego śliskich skał jak lód (równanie enduro: błoto + skały = lód ).

Rowerek przez chwilę pchasz i ciągniesz, ale po kilku podobnych chwilach na środku wzniesienia po prostu wysysa on całą energię z Twojego ciała. Z pomocą życzliwych kibiców i osób odpowiedzialnych za tor (zostalicie stworzeni przez organizatorów, aby pomagać uczestnikom) mi też udało się dotrzeć do mety z tą diabelnie poślizgową prędkością. Czułem się okropnie.

Wiedziałem, że to będzie trudne, ale że będzie tak trudne, że nawet w snach nie myślałem. Kiedy ukończyłem pierwsze okrążenie na fantastycznym torze enduro, pięknym, malowniczym, ale pełnym przeszkód, które mogły należeć do mistrzostw świata w próbach pre-enduro, chciałem się po prostu poddać. Ale zachęcające słowa towarzyszących mi członków zespołu skłoniły mnie do wypróbowania jeszcze jednego okrążenia i jeszcze raz niemożliwego testu prędkości.

Wtedy to wystarczyło. Husqvarna, która tak posłusznie niosła mnie w górę i w dół, gdy ledwo trzymałem się kierownicy i ledwo stawiałem stopy na nogach, nie zasługiwała na rzucenie na ziemię. Między innymi zdałem sobie sprawę z niesamowitych zdolności i wytrzymałości bogów enduro. Podczas gdy Miran i ja byliśmy wyczerpani i spoceni (pomińmy fakt, że Miran po czterech okrążeniach wyglądał na tak samo zmęczonego jak ja po pierwszym okrążeniu), pierwsza piątka nawet się nie spociła.

Ocena końcowa: pełne dziesięć motocykli, nadających się do klasycznego enduro, niewymagających, a w sam raz mocnych i lekkich. Kierowca... cóż, tak, próbowałem, nic...

Anglik ponownie zwyciężył

Czwarty wyścig i czwarty zwycięzca Anglii! Co czyni ich superbohaterami? Po trzech zwycięstwach z rzędu Davida Knighta, który na polecenie KTM miał ścigać się w Le Touquet we Francji, wśród zwycięzców znalazł się także Wayne Braybook. Ale zwycięstwo nie było łatwe. Po ośmiu kilometrach Wayne zwichnął mały palec lewej ręki i na koniec wszystkich czterech okrążeń wyprzedził swoich głównych konkurentów, Paula Edmondsona i Simona Albergoniego.

Do celu, tj. Z pomocą publiczności tylko siedmiu wyczerpanych uczestników udało się wspiąć na szczyt piekła (77 z nich wystartowało rano), nieziemskich bohaterów najtrudniejszego wyścigu enduro na świecie. Niestety nie było wśród nich Słoweńców. Miran Stanovnik przyznał, że wyścig jest trudniejszy niż myślał, ale nie niemożliwy. „Tylko trening powinien być całkowicie poświęcony temu wyścigowi i treningowi w ekstremalnym terenie na specjalnie przystosowanym motocyklu” – dodaje. Rewanż za rok? Może?

Wyniki:

1. Wayne Braybrook (W.B., GasGas),

2. Paul Edmondson (VB, Honda),

3. Simone Albergoni (ITA, Yamaha),

4. Alessandro Botturi (Włochy, Honda),

5. Gregory Ayres (FRA, Yamaha),

6. Andreas Lettenbichler (NEM, GasGas),

7. Piero Sembenini (ITA, wersja beta)

Petr Kawczicz

fot. Grega Gulin, Matei Memedovich, Matevzh Gribar

Dodaj komentarz